Hollywood Trio i Piano Sketches, audiofilski wymiar jazzu.

Dwie płyty.

Dwa wymiary jazzu.

Muzyki dla niektórych podobno  trudnej w odbiorze, choć płyty te zdają się zadawać kłam takiemu stwierdzeniu.

Wręcz przeciwnie, spędziłem z nimi miło czas, i wiecie co?

Ostatnio zdałem sobie sprawę że w muzyce chyba nie poszukuję już nowych dróg.

Nowe brzmienia, post rock czy na siłę udziwniony jazz zaczyna mnie męczyć.

Nie to że nie lubię kiedy jakiś utwór mnie zaskakuje.

Po prostu chcę by muzyka sprawiała mi przyjemność.

To jak w tekście o fajnych płytach jazzowych, który niedawno napisałem.

6 albumów jazzowych, których warto posłuchać.

Z drugiej strony nie mam chęci słuchania wszelkiej maści  „zapychaczy uszu” czyli totalnego radiowego mainstreamu.

Zaraz pomyślicie że stosuję zasadę inżyniera Mamonia z kultowego filmu Rejs:

„Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.

To przez reminiscencje.”

Jakże może mi się podobać piosenka, którą słyszę pierwszy raz?

Nie to nie tak.

Lubię gdy muzyka jest po prostu dobrze skomponowana, zagrana i zrealizowana.

Idąc dalej chyba najlepiej obrazuje to dewiza  Kapitana Mamerta Stankiewicza z prześwietnej książki „Znaczy Kapitan” .

” Znaczy, to ma być porządnie zrobione”.

Porządnie zrobione.

Jak klasyczne kolumny Paula Klipscha.

Jak zegarek Atlantic Worldmaster.

Jak Mercedes W124 przemianowany potem na E Klass.

Jak …..?

Własnie słucham kilku świetnych płyt wytłoczonych w 180 gramowym winylu.

Okładki i cała poligrafia zrobiona perfekcyjnie.

To jazz, Polski Jazz, który zagrany i zrealizowany jest „znaczy porządnie”

Zaraz napiszę dlaczego porządnie i z jakiego powodu uważam obie płyty za wyjątkowe.

Porządnie swoje wydawnictwa robi Manfred Eicher, porządnie muzykę wydaje ACT i porządnie wydawała jazz DECCA

Ale ja chcę napisać o innych płytach,  sygnowanych przez  Adama Czerwińskiego i jego wytwórnię AC Records.

 

 

To perkusista grający z wieloma znanymi jazzmenami z Polski i ze świata.

Rozpoznawalny chyba najmocniej, przynajmniej przeze mnie ze współpracy z Jarosławem Śmietaną, z którym nagrał kilkanaście płyt.

Pan Adam postawił sobie ambitny cel by zrobić „porządną” muzykę i „porządnie” ją wydać.

Postanowił wydać dobry jazz na winylach ale w jakości jakiej jeszcze nikt w Polsce przed nim nie zrobił.

Mało tego postawił głównie na nośniki analogowe.

I tak w ręce wpadły mi analogowe płyty, z których dwie szczególnie mi się podobają.

Hollywood Trio i Piano Skatches.

 

Hollywoood Trio.

Trzeba przyznać ze Adam Czerwiński miał nosa do nagrań zrobionych w Hollywood z Larrym Goldings’em.

Towarzyszyło mu w nagraniu tej sesji jeszcze dwóch Polaków i amerykański saksofonista.

Byli to, Jarosław Śmietana, który akurat na tej płycie nie zagrał tak samo jak i saksofonista Bennie Maupin.

Drugim z Polaków był kontrabasista Darek Oleszkiewicz , który cieszył się już wtedy uznaniem na zachodnim wybrzeżu USA.

Ukończył  California Institute of The Arts  u Charlie Hadena, który był jego mentorem.

Zresztą do dzisiaj wykłada na tej uczelni klasę kontrabasu, koncertując z czołówką amerykańskich  muzyków jazzowych.

Pierwotnie całość materiału wyszła na płycie Hollywood Album w roku 2003, na którym można usłyszeć wszystkich pięciu muzyków.

Kilka lat później  w okrojonym do trio składzie, płyta wychodzi jako Hollywood Trio w Japonii.

Hollywood Trio to zremasterowany z pierwotnego materiału, album na którym zagrało trio: Czerwiński , Goldings,  Oleszkiewicz.

Płyta jest świetnym kawałkiem jazzu, tego dobrego, porządnie granego jazzu jakiego lubię słuchać.

Płytę otwiera standard Con Alma– powrót do korzeni do czasów Dizzy Gilespiego z ładną linią kontrabasu i fajnym frazowaniem Goldingsa.

To zacny pianista grywający w niezliczonej ilości sesji ze świetnymi muzykami nie tylko ze sceny jazzowej.

Kontrabas Darka Oleszkiewicza  z jego ciepłą  barwą, nienachalnym brzmieniem,  pulsem i klarowną dyscypliną godnie wypełniający miejsce po mistrzu Hadenie.

Uwielbiam Oleszkiewicza z innej płyty (Salve Regina)  nagranej w USA z Piotrem Baronem.

Płyta nieco trudniejsza w odbiorze, grana bardziej freejazzowo.

Na tamtej płycie kontrabas Oleszkiewicza stał się  strukturą spinającą całość owej, muzycznej narracji.

Salve Regina  jest klimatycznie  cięższym albumem, nacechowanym sakralną transcendencją.

Płyta nagrana w słonecznej  Kalifornii przez Hollywood Trio to jednak znacznie pogodniejszy i lżejszy jazz.

To muzyczne nawiązania do dokonań Billa Evansa, czy Oscara Petersona.

Zresztą najtrafniej określił  to Jan Ptaszyn Wróblewski ” To trio to czysta poezja. Osadzone w samym środku jazzowej specyfiki”

Poza świetnie „skrojoną” muzyką, album ma jeszcze jeden niezaprzeczalny walor.

Brzmienie.

 

 

Gdy go pierwszy raz  odtwarzałem,  zaskoczyła mnie niezwykła czystość i przestrzeń.

Dynamika nagrań,  brzmienia  instrumentów, ich barwa dźwięku oddane są doprawdy nadzwyczajne.

Tak brzmiące płyty znałem do tej pory ze świetnych wydań Japońskich, klasyki jazzu czy może z płyt sygnowanych przez Stockfisch.

Ale Stockfisch w porównaniu z płytami AC Records to trochę „muzyka na sterydach”.

Produkcje Stockfisch gdy słyszysz je po raz pierwszy, wydają się być bardzo efektownymi i świetnie brzmiącymi nagraniami.

Lecz ja odnoszę wrażenie że są nieco za mocno „napompowane” kompresją podczas miksów.

Chwilami taki sposób realizacji nieco mi przeszkadza.

W przypadku Hollywood Trio tak nie jest.

To bardzo zrównoważone acz niepozbawione dynamiki brzmienie.

Zresztą mam z tą płytą  jeszcze jedno skojarzenie związane z  Led Zeppelin.

Adam Czerwiński Hollywoodzką sesję zrealizował za własne pieniądze w  Bakery Studio w Los Angeles.

Wynajął studio i opłacił muzyków by nagrać swoją wizję jazzu.

Pierwotna rejestracja została dokonana na analogowym nośniku.

W 1968 roku Jimmy Page podobnie sam opłacił studio w Londynie by nagrać i zrealizować po swojemu pierwszą płytę Led Zeppelin.

Podobnie po latach postanowił odświeżyć cały materiał z sesji, zremasterować go by w konsekwencji uzyskać jeszcze lepszą jakość nagrań.

I tu podobieństwa z Page’m się kończą.

O ile Page poddał całość dorobku „Zeppów” remasteringowi cyfrowemu, Adam Czerwiński poszedł  w przeciwnym kierunku.

Chciał by materiał w całości pozostał analogowy z tą różnicą że mastering był robiony pod kątem płyty winylowej a nie nośników cyfrowych.

Podejście do zarejestrowanych pierwotnie nagrań nieco podobne u obu panów,  lecz efekt końcowy jakże inny.

Wartością  płyt  AC Records jest rezygnacja z cyfrowej obróbki  własnie po to by zachować tę specyficzną analogową sygnaturę brzmieniową.

Analogowa matryca nacięta w Anglii po równie analogowym masteringu wykonanym w słynnym Londyńskim Abbey Road.

Poligrafię i tłoczenie winyli,  Adam Czerwiński wykonał  także  na wyspach.

W konsekwencji dostajemy świetną muzykę w świetnej jakości, jakże innej od tej oferowanej przez wydawnictwa na CD.

Zresztą by zrozumieć o czym piszę  trzeba po prostu posłuchać płyty osobiście.

Nie zawiedziecie się.

 

 

 

Piano Sketches.

Tak samo jak podczas słuchania drugiego albumu Piano Sketches.

Jest inny choć w pewnym sensie nawiązujący do Hollywood Trio.

Inny, ponieważ zawiera utwory grane przez sześciu świetnych pianistów.

Każdy z nich zagrał po jednym utworze bez akompaniamentu.

Tylko fortepian, pianista i jego…muzyka.

Nawiązujący, bo o ile dwudniowa sesja miała miejsce stosunkowo niedawno ( w roku 2019) to nagrana jest całkowicie analogowo.

Gdańsk to miasto o specyficznej aurze.

Może dlatego że jest nad morzem.

A może dlatego że zawsze było otwarte na świat.

Może też  jakiś pierwiastek tej „nadmorskości”, otwartości,  pewnej wolności idei i prądów artystycznych nieco upodabnia je do L.A.

Z płyty Piano Sketches  ten szczególny wymiar energii w jakiś sposób sączy się wraz z muzyką.

Choć możliwe że to tylko złudzenie, lecz sądzę że obie płyty  Hollywood Trio i Piano Sketches  mają  pewną wspólną cechę.

Lekkość.

Sama muzyka jest na każdej z nich trochę inna.

Album z synkopowanym  czystym dźwiękiem fortepianu, do tego bez akompaniamentu.

Odważny krok tym bardziej że każdy utwór grany przez innego muzyka ale…. całość jest niezwykle spójna.

I choć  to utwory od Mazurka po jazzowy standard B. Powella, słuchasz całości jakby to był koncept album.

Zadziwiająca moc jakże różnych kompozycji,  lekko prowadzi nas przez całą płytę.

Sesja w całości nagrana w Gdańskim studiu Custom 34 za pomocą tylko jednego stereofonicznego mikrofonu i wielo-śladowego studyjnego  magnetofonu Studer.

Podobne rejestracje o ile kojarzę wykonywał do tej pory  Ken Christianson  dla wytwórni NAIM w formacie „True Stereo”.

Amerykanin wykorzystuje do tego parę mikrofonów AKG 414 EB i magnetofonu Nagra.

Nagrywał tą metodą  zarówno fortepian solo jak i 100 osobowe orkiestry.

Nie wiem czy Adam Czerwiński znał tą technikę, sądzę że nie ale efekt jest bardzo podobny.

Używany podczas nagrywania Piano Sketches,  mikrofon HUM audio RS2 oraz naturalna akustyka wysokiego na 8 metrów studia, dały w konsekwencji niezwykle przestrzenne i ciekawe brzmienie.

Co niezwykle interesujące całość nagrania to tzw „setki” bez poprawiania, bez korekcji barwy, po prostu tak jak to zarejestrował mikrofon.

To dokładnie tak jak w rejestracjach True Stereo, Christiansona.

Ma być najbardziej wiernie, i tak jest.

Wiernie i zarazem bardzo naturalne.

Nie umiem dokładnie tego opisać ale to jest tak jak by siedzieć w sali z pianistą.

Słyszysz wyraźnie jak zmienia się emisja dźwięku w zależności od tego czy mocniej czy słabiej uderza palcami w klawisze fortepianu.

w utworze Blue Star, Piotr Orzechowski nabija sobie w części utworu rytm, nogą.

W pierwszym momencie tego nie wyłapałem.

Ale tak!,  mikrofon to zarejestrował.

Gdy słucham z kolei Kuby Stankiewicza i jego lirycznej ” Foucault Ballad”, muzyka przenosi mnie do klimatów jakie wyczarowywał Bil Evans.

To niezwykła płyta, jednak spodoba ci się pod warunkiem że lubisz brzmienie  szlachetnego instrumentu jakim jest fortepian.

Nie nie jest trudna w odbiorze, wręcz przeciwnie.

Wchodzi gładko a ty cały czas możesz smakować wszystkie niuanse, smaczki i smaki jakie niesie ze sobą muzyka z płyty.

 

 

Pozostał jeszcze jeden album.

Grooveoberek z Krzesimirem Dębskim.

Ale tę płytę  zostawiam na kolejną okazję, bo ta niewątpliwie będzie.

Jedno niezaprzeczalnie  jest dla tych płyt, wspólne.

Brzmią po prostu rewelacyjnie, mogąc być z powodzeniem referencyjnymi płytami w kolekcji każdego winylo-maniaka.

W mojej taką rolę niechybnie pełnić będą.

To po prostu „audiofilski wymiar jazzu”  na winylach.

A ja wracam do Con Alma Dizzy’ego Gillespie.

Dobre zakończenie dnia.

 

Tekst i zdjęcia Robert Bajkowski

 

 

Płyty można kupić w sklepie AC Records

 

       Kliknij : SKLEP

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jeden komentarz do „Hollywood Trio i Piano Sketches, audiofilski wymiar jazzu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *