MIRA CETI, A NAWET DWIE

Dzisiaj tekst gościnny.

Pan Wojciech Padjas, wielki znawca winyli i muzyki poważnej oraz dziennikarz muzyczny od początku związany z radiem RMF Clasic, zechciał napisać  felieton niejako w uzupełnieniu do mojej recenzji  wzmacniacza Mira Ceti z przed kilku miesięcy.

Zatem zapraszam do lektury bardzo ciekawego tekstu Pana Wojtka.

 

Z zainteresowaniem przeczytałem długi tekst Pana Roberta Bajkowskiego, który nie bacząc na możliwość oparzeń testował różne lampy do wzmacniacza Mira Ceti. Ponieważ mam taki, pozazdrościłem mu i postanowiłem podobną metodą sprawdzić, czy te lampy, jakie mam są dla mnie najlepsze. Nie ukrywam, że jako dziennikarzowi było mi nieco łatwiej pozyskać kilka różnych i w spokoju się w nie wsłuchać. Za przewodnik posłużył mi wspomniany wyżej tekst.
Dla lepszego obrazu wypożyczyłem drugi egzemplarz wzmacniacza, by słuchać różnych zestawów wygrzanych lamp w możliwie krótkim czasie – by pamięć słuchu nie zawiodła.
Nie ma wątpliwości, że w tym zestawie zabrakło oryginalnych 300 B Western Electric. Nie znam nikogo w Polsce, kto by te lampy miał, a nawet gdybym kogoś takiego znał nie miałbym odwagi, by takie lampy poddać odsłuchom. To są kolekcjonerskie perły – ich wartość – zależna od wieku – sięga 10 tysięcy USD, a nawet posiadanie takich pieniędzy nie gwarantuje, że oryginalne WE da się kupić.
Pewien jednak jestem, że gdyby w zestawie znalazłby się NOS, one wygrałyby konkurencję. W życiu miałem okazję słuchania wielu lamp, w tym bardzo cennych, amerykańskich z lat 40-tych. Wiele razy przekonywałem, się, że te dawne lampy brzmią zdecydowanie lepiej, od współczesnych. Nie jest to, jak sądzę żadne woo doo , dawniej były inne materiały inne technologie a leżakowane lamp, to prawie to samo, co leżakowanie wina – czym starsze, tym lepsze. Mam zresztą wrażenie, że inaczej brzmi moja Mira Ceti, która mi wiernie służy ponad dwa lata od tej dopiero co wyjętej z pudełka. Ta wygrzana gra dźwiękiem pełniejszym, dojrzalszym – naprawdę. Inaczej tego nie umiem opisać. Nie są to różnice dramatyczne, ale wyczuwalne. Porównanie do wina będzie na miejscu – wytrawny kiper jest w stanie rozróżnić subtelności w smaku wina dla nas niewyczuwalne. Nie mam odwagi powiedzieć, że moje osłuchanie równe kiperowi – w naszej nomenklaturze profesjonalnemu recenzentowi – raczej uważam się za smakosza i to wyłącznie trunków lampowych. Miałem tych lampowych wzmacniaczy osobiście pięć różnych a słuchałem w spokoju i nieograniczonym czasie na pewno w ciągu ostatnich dziesięciu lat ponad 20-stu różnych. To, czego słuchałem miało zawsze wydźwięk osobisty – to znaczy, że słuchałem ich z następującą tezą – a może chciałbym go mieć ?. Były wśród nich takie, których żałuję bardzo np. Luxkit KMQ 60, Dynaco 70 – w którym zmiana lamp z EL34 na 6L6 dała świetne rezultaty. Żal mi zbudowanego w Grecji wzmacniacza Arco Sound, który pracował na metalowych, wojskowych lampach RCA z wczesnych lat 40-tych. -dlaczego je sprzedałem, Państwo zapytają ? Odpowiedź prosta, bo kiedy po raz pierwszy posłuchałem wzmacniacza na lampach 300B wiedziałem, że to jest to brzmienie, którego szukam. Były to monobloki Sophia. – poza zasięgiem moich możliwości finansowych. Kiedy więc pojawiała się Mira Ceti a jej cenę uważam za co najmniej rozsądną – skontaktowałem się z Panem Maciejem Lachowskim, który po krótkiej rozmowie telefonicznej zapisał mój adres i za dwa dni przyszła paczka ze wzmacniaczem. Co ciekawe – dostałem ten wzmacniacz do posłuchania, a wspomniałem Panu Maciejowi, że kupno Mira Ceti nie jest dla mnie decyzją oczywistą. Po dwóch dniach okazało się, że Mira Ceti jest decyzją oczywistą. Oczywiście mgiełka wspomnień z nazwą Sophia pozostawiała pewien niedosyt do czasu, kiedy okazało się, że możliwe jest kupno po ekspozycyjnej pary lamp Sophia w cenie, jak na te lampy, okazyjnej . Bez żalu, przyznam rozstałem się z tymi lampami, które są w podstawowym zestawie Mira Ceti. Moje lampowe doświadczenie kierowało mnie także w stronę wymiany lamp sterujących. Tu sprawa prosta – wiedziałem, że to będą NOS, a ponieważ ich oferta spora i ceny niewysokie, mam więc ich kilka par.
Właściwie miałem już to, co chciałem i tak by zostało, gdyby nie wieść o istniejącej wiernej replice 300B WE – replice właśnie, odtworzonej najwierniej jak to możliwe przez chińską firmę Psvane. Jak pies do jeża do tego początkowo podchodziłem z powszechnymi uprzedzeniami dotyczącymi dalekowschodniej produkcji, ale ciekawość wzięła górę – z Krakowa na Śląsk blisko, więc umówiłem się z Panem Janem Grzybickim a ten użyczył owych replik, o których bardzo ciekawie opowiadał obecny na spotkaniu Andrzej Stokłosa.

 

To zdaje się te same egzemplarze, jakie miał Pan Robert, więc były już solidnie wygrzane, co w przypadku lamp jest niezwykle ważne. One dopiero po kilkunastu – kilkudziesięciu godzinach nabierają właściwego brzmienia. Do słuchania dostałem też lampy od Pana Macieja Lachowskiego, bowiem do Mira Ceti można, poza aplikowanym standardowo Electro Harmonix prosić o Gold Lion. Trzy dni i dwa wzmacniacze, niebywały bałagan w lampach, płytach i głowie. Zdawało mi się, że nie uda mi się stworzyć żadnego obrazu całości…i nie udało się, zostaje tylko ogólne przekonanie, że dobór lamp idealnych ogromnie zależy od źródła i gatunku muzyki, jakiej słuchamy. Niech za porządny przewodnik służy tekst Pana Roberta a ode mnie tylko ogólne wskazanie.
Czym tańsza lampa 300B, tym gra agresywniej – co nie znaczy gorzej – podstawowa w Mira Ceti będzie świetna będzie do mocnego rocka, do prawdziwie męskiego grania z porządnie odkręconym potencjometrem, zatem tu idealną aplikacją będą Electro Harmonix, jako lampy mocy i tej samej firmy lampy sterujące.
Jeśli Twoja wrażliwość muzyczna sięga lekko Jazzu (Elle Fitzgerald) i takich wykonawców , jak The Beatles, Bob Dylan, Jethro Tull, to może ciekawiej będzie z Gold Lion, jako lampami mocy i Tung sol, jako lampami sterującymi.


Powyższe aplikacje idealne będą dla tych, którzy słuchają plików i muzyki cyfrowej – bez wydań ekstremalnych.
Obie aplikacje uważam za mocne z wyrazistą ekspozycją wysokich tonów i porządnie dmuchającym basem. – idealne dla młodych uszu.
Tym, którzy chcą nieco uspokoić dźwięk polecałbym wymienić lampy sterujące na NOS-y. Dźwięk stanie się cieplejszy i stanie się bardziej towarzyszem wieczoru niż partnerem do szaleństwa.
Przejdźmy teraz do tych z nas, dla których winyl stanowi o sensie słuchania i kolekcjonowania muzyki. Tutaj zaczynają się prawdziwe problemy. Najlepszym rozwiązaniem będzie posiadanie lamp ze zdecydowanie górnej półki – Sophia, Psvane, EML, Takatsuki – tutaj krążymy wokół cen między 3 a 5 tys. zł. za parę. Tak, to od ćwierci do połowy wartości całej Mira Ceti i nic to nie szkodzi. Mam tezę, że wartość brzmieniowa wzmacniacza lampowego zależna jest od lamp i transformatora– a ten, toroidalny w Fezz Audio jest absolutnie wybitny.
Gdybym miał opisać różnice pomiędzy Sophia Princess a Psvane serii WE – nie są one wielkie. Namacalne dla obu jest powietrze. Kiedy czytałem recenzje moich zawodowych kolegów wiele razy pojawia się to określenie „więcej powietrza” i przyznam ze wstydem, nie rozumiałem, o co chodzi. Teraz dopiero, kiedy miałem do dyspozycji dwa wzmacniacze zrozumiałem – najprościej rzecz ujmując – to tak różnica, jak między klasycznym zdjęciem a holograficznym obrazem. Tak, to sprawia wielką frajdę – mnie, szczególnie kiedy mogę lepiej rozumieć zamysły realizatorów dźwięku, kiedy mogę zrozumieć, czym różni się realizacyjna filozofia Wschodu (Japonia) od tej amerykańskiej (Mercury RCA) co to jest brytyjskie brzmienie DECCA i dlaczego nie wszyscy kochają Niemców (Deutsche Grammophone). Co to znaczy, że skrzypkowie siedzą bliżej lewej części a altówki są pośrodku. Okazuje się też, że w orkiestrze siedzie więcej muzyków, niż dotychczas
Zapytają Państwo a gdzie w tym zestawie Takatsuki ? Nie ma – i nie będzie (chyba) boję się po prostu, że będzie jeszcze lepsza od Psvane i Sophia – a wtedy rozmowa z najlepszą z żon będzie zbyt trudna.


I miała to być zgrabna pointa tych odsłuchów, ale dwa dni po napisaniu powyższego tekstu postanowiłem raz jeszcze posłuchać Gold Lion. Zauroczony tymi „z wyższej półki” te, tak wydawało mi się, potraktowałem ciut po macoszemu. Choć w mojej pamięci pałętało się, że postanowiłem raz jeszcze ich posłuchać, więc w spokojne, deszczowe popołudnie, już bez tej testowej „napinki” włączyłem sobie Mira Ceti z NOS, jako sterującymi i tymi właśnie Gold Lion, jako lampami mocy. Muzyka mi zwyczajnie towarzyszyła – gdzieś tam brzdąkała gitara Johna Williamsa, potem śpiewała świetna Simone Kermes, wreszcie pojawiła się dawno niesłuchana wiolonczela – Sol Gabetta ze współcześnie wydanej płyty Il Progetto Vivaldi i zauważyłem, że siedzę i słucham, palce zawisły nad klawiaturą, ręka sięgnęła po szklaneczkę z bursztynowym płynem i płynęła muzyka..nie męcząca, pozwalająca się zasłuchać, zapomnieć, zanurzyć. I już nie pamiętałem, jaka to wkładka, jaki lampy, jaki kabelek, czego i Wam życzę.

Tekst i zdjęcia Wojciech Padjas

3 komentarze do „MIRA CETI, A NAWET DWIE

  1. Dziękuję za wspaniałą recenzje Mam Silver Lune I słucham jazzu Mam właśnie ie zamiar zmienić wzmacniacz na jakiś z 300B i chyba sklonie się w kierunku Mira Ceti brałem pod uwagę również Yaqina ale trochę się boję

    1. Witam.
      Miło mi ze w jakiś sposób artykuły były pomocne w poszukiwaniu tego najlepszego dźwięku dla ciebie.
      Mira w zestawieniu z replikami WE brzmi naprawdę rewelacyjnie, choć i ze standardowym zestawem lamp to świetny wzmacniacz.
      Zatem życzę by zmiana której dokonasz przyniosła ci jeszcze więcej wspaniałych dźwiękowych wrażeń.

Skomentuj Krzysztof Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *