Marcin Oleś – Być audiofilem z perspektywy muzyka.

Czy perspektywa odbioru muzyka i melomana jest taka sama?

Zanim przeczytacie  co na ten temat pisze sam muzyk, najpierw o tym dlaczego  powstał ten tekst.

Spirit of Nadir, Marcina i Bartłomieja Olesiów, to płyta która mnie zachwyciła.

Wydana przez  Audiocave w 2017 roku  lecz ja „odkryłem” ją dopiero teraz.

Doprawdy nie wiem czy  to jest  jazz.

Ale wiem że to muzyka niezwykła.

Inspiracje czerpie gdzieś z bliskiego wschodu, z Indii słowem z  muzyki orientu.

Lecz nie tylko, bo pod egzotycznym sztafażem muzycznym, jest w tej muzyce coś szczególnego.

Ładunek emocjonalny, czasami niepokojący czasami hipnotyzujący, płynący poprzez przestrzeń.

Do tego realizacja  nagrań  jest rewelacyjna.

 

 

Przestrzeń wylewająca się wraz z nutami granymi przez braci Olesiów, robi z mojego pokoju niemalże świątynię w Taj Mahal.

Tu wybrzmienia instrumentów szczególnie bębnów są niesamowite.

Bas Marcina Olesia zestrojony wysoko,  jak by grał nie na basie a na gitarze z nylonowymi strunami.

Echo w tle, przypomina chwilami to zarejestrowane swego czasu przez Tomasza Stańkę na jego płycie „Music from Taj Mahal and Karla Caves.”

No może przesadziłem.

Pogłosy nie są tak „długaśne” ale jakiś pierwiastek  brzmienia z tej świątyni , na płycie  braci Olesiów, udało się przekonująco stworzyć.

Mnie najbardziej podobają się utwory „Spirit” i „Nadir”.

Ta płyta to świetna muzyka kontemplacyjna.

Ale jednocześnie jedna z niewielu płyt które po prostu rewelacyjnie brzmią.

Kilka dni temu miałem okazję rozmawiać z Maciejem Lachowskim z Fezza, między innymi o tej płycie.

Kiedy powiedziałem mu że to jedna z niewielu ostatnio słuchanych przeze mnie płyt,  łączących estetykę realizacyjną z materią  muzyczną w sposób perfekcyjny, odpowiedział mi:

Wiesz to ciekawe bo wyobraź sobie że Marcin Oleś testował nasze wzmacniacze  i nawet coś na ten temat napisał w korespondencji ze mną.

Może cię zainteresuje bo poza opisem swoich wrażeń ze słuchania Fezzów, poruszył dosyć ciekawy wątek związany z  postrzeganiem muzyki  z perspektywy twórcy i słuchacza.

Wydało mi się to ciekawe, ponieważ sam zadawałem sobie podobne pytanie ale w kontekście nie muzyki lecz filmu.

Bo czy reżyser filmowy , lub szerzej twórca, ma taką samą perspektywę, oglądania czy słuchania jak odbiorca jego twórczości?

Pomyślcie, filmy zazwyczaj nie są kręcone chronologicznie.

Czasami kolejne dni zdjęciowe to zupełnie inne sceny z zupełnie innego fragmentu filmu.

Do tego dochodzą różne wersje scen, duble.

Pamiętam kiedy  pod koniec lat 80-tych, pracowałem w wytwórni  filmowej w Warszawie, miałem okazję podglądać różne wersje montażowe kręconego wtedy „Dekalogu” Krzysztofa Kieślowskiego.

Zdziwilibyście się jakie czasami inne od tych znanych, były wersje kilku odcinków.

A więc już na początku procesu tworzenia jego perspektywa jest inna niż widza.

Wracając do naszych rozważań.

Wydaje mi się że muzyk  kiedy komponuje, zaczyna od  kilku dźwięków.

Potem rozwija swój pomysł muzyczny, aranżuje, czasami z kilku wariantów wybiera ten konkretny.

Czy tak naprawdę, odbiera swoje dzieło tak jak my?

Przecież my odbiorcy, słyszymy już skończony, konkretny utwór.

Czasami może on mieć inną interpretację, może być inaczej improwizowany jak w przypadku jazzu, ale nadal jest to „ten” utwór.

W filmie tak samo.

Akcja nas zaskakuje, wzbudza emocje, śmieszy, trzyma w napięciu czy przeraża.

Ale reżyser ogląda te sceny enty raz, wie co się stanie.

Film nie może go zaskoczyć bo przecież  tak jak Bóg, wie wszystko o opowiadanej historii.

Czy zatem perspektywy:  muzyka i audiofila czy reżysera i widza,  są takie same?

Przeczytajcie co w kontekście muzyki słuchanej na Fezzowych wzmacniaczach, napisał  Marcin Oleś, za zgodą którego publikuję poniższy tekst.

Robert Bajkowski

 

 

Nie wiem jaki odsetek wśród muzyków stanowią audiofile, ale kilku tych, o których wiem, bądź których znam, cenię szczególnie.
Miejsca wyjątkowe na tej liście należą do muzyków bardzo mi bliskich – wybitnego pianisty Keitha Jarretta; kontrabasisty, który wziął udział w największej ilości sesji nagraniowych, a część z nich, to kamienie milowe jazzu Rona Cartera, czy mojego serdecznego kolegi, legendy polskiej wokalistyki Jorgosa Skoliasa.
Być może dociekanie tego, kto słucha muzyki i jak to wpływa na ocenę jakości tego odsłuchu nie ma najmniejszego sensu, niemniej chciałbym zwrócić uwagę, że być może perspektywa muzyków/audiofilów bywa interesująco odmienna.

Interesująco, bowiem tu twórca spotyka się na linii z tworzywem, a brzmienie muzyki zagranej spotyka się z brzmieniem muzyki odtworzonej.

Zarówno Keith Jarrett , jak i Ron Carter mówią w swoich wypowiedziach o poszukiwaniu i doskonaleniu brzmienia swojego instrumentu. Nie śmiem twierdzić, iż to jemu dedykują swoje systemy audio, ale trudno nie uznać, że jest coś na rzeczy.
Co to za perspektywa? Co odmiennego jest w percepcji muzyków i czy ma to jakikolwiek wkład w idiom audio? Czy da się tą odmienność uchwycić i zestawić z odmiennością odbiorcy audiofila nie-muzyka?
Ja osobiście nazywam tą perspektywę „perspektywą pulpitu dyrygenckiego”.

W naszych kategoriach oznacza ona jedynie odmienną pozycję czy też umiejscowienie odbiorcy względem zespołu, tudzież orkiestry.

Wszak ten sam koncert z pozycji pulpitu i z dwunastego rzędu filharmonii, to zupełnie inny koncert.

Ani lepszy, ani gorszy, tylko zdecydowanie inny.

Zdecydowanie, bowiem wynikający z odległości od całości,  odległości od elementu.
Uproszczenie to rzecz jasna przemilcza wiele stanów pośrednich, odmiennych doświadczeń, czy też możliwości, ale ma jedynie na celu ukazanie wyimaginowanej granicy w odbiorze muzyki via audio.

To tyle tytułem wstępu. Przejdźmy zatem do meritum. A tym meritum jest wzmacniacz od Fezz Audio TITANIA. To już drugi z oferty tej firmy wzmacniacz, który mam przyjemność i okazję odsłuchać.

 O ile pierwszy, Mira Ceti przyszedł do mnie z fabrycznym setem lamp, o tyle Titania dotarła z kompletem lamp  KT120, zamiast dedykowanych mu KT88. W tym miejscu przyznam, iż kiedy około dwóch lat temu po raz pierwszy zobaczyłem wzmacniacz Fezza, uznałem że jeśli grają tak jak wyglądają prezentują oryginalne i odważne podejście.

Fezz bowiem z wyglądu jest jednocześnie minimalistyczny – klasyczny – rzekłbym skromny, ale zarazem odważny (w barwach), dzięki czemu nieoczywisty.

Ta nieoczywistość, to coś poza schematem, coś co odróżnia, ale jednocześnie spaja całą linię Fezza.

To oczywiście koncept i wizja muzyki, która firma reprezentuje, a ta jest o tyle kompleksowa, o ile pozbawiona kompleksów. 

Jest to wizja melomana, któremu doświadczenie w odbiorze muzyki koncertowej pozwoliło skonstruować urządzenie, pozwalające z łatwością replikować muzykę in act w skali własnego salonu.

Włączając Titanię przenosimy się do dowolnie wybranej sali koncertowej i doświadczamy tego, co tylko obcowanie z żywą muzyką oferuje i zapewnia, a więc rozmiar, rozmach, synergię i moc. Ten sprzęt gra sceną, ale sceną rozumianą tu jako doświadczenia sceniczne, jako zespół zdarzeń, a nie poszczególnych elementów, które sami musimy poukładać w całość. Ta scena ma adekwatną szerokość, wyważony ciężar i taką akustykę, na jaką pozwala twój pokój odsłuchowy i rodzaj kolumn głośnikowych.

 Jej moc pozwala na dużo.

 Jest angażująca, ale wymaga od Ciebie uwagi niczym autentyczna sala koncertowa. 

O ile Mira Ceti to łagodność i miękkość, o tyle Titania to sprężystość i pewność siebie.

Pan Maciej konstruując Fezza staje po stronie melomana, oferując doświadczenie tożsame z uczestnictwem w koncercie jako doświadczeniu quasi scenicznym, co dodajmy, jest doświadczeniem każdego melomana, niezależnie czy jest on muzykiem, czy audiofilem, czy jednym i drugim, a nawet żadnym z nich.

Marcin Oleś

 

4 komentarze do „Marcin Oleś – Być audiofilem z perspektywy muzyka.

  1. Mam te plyte ,jest swietna .

    Muzyka brzmi najlepiej gdy jest odtwarzana jak najbardziej naturalnie ,ze wszystkimi jej „niuansami ciszy ” .

    1. Z tego co wiem Marcin Oleś przykłada niezwykłą wagę do brzmienia i realizacji. Płyta jest według mnie nagrana po prostu audiofilsko.

  2. Właśnie słucham… fantastyczna realizacja – lumin D3, ATC SCM40, Maestro AA, kable tellurium… Proszę o więcej „polecajek” tak nagranych płyt i najchętniej oczywiście w tej stylistyce! Brzmi niesamowicie!

    1. Miło mi proszę śledzić mój profil na FB lub zaglądać do facebookowej grupy ” @Audiomuzofans ” w niedzielę bo wtedy zamieszczam krótki felietonik „#Płytananiedzielę” . Pozdrawiam

Skomentuj Robert Bajkowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *