Najważniejsze koncertowe albumy RUSH.

Rush.

Czy słyszałeś kiedykolwiek tę kapelę rockową z Kanady?   Jeśli nie to powinieneś nadrobić braki.  Niestety ale to perfekcyjnie grające trio już nigdy nie nagra żadnej płyty. Nie wyobrażam sobie również ich koncertu bez nieodżałowanego Neila Pearta, który odszedł na zielone łąki Pana ponad dwa lata temu. Zresztą lider i basista grupy, Geddy Lee w czerwcu 2021 w jednym z wywiadów powiedział „Nie ma mowy, by Rush kiedykolwiek znów zagrał, ponieważ nie ma z nami Neila, więc nie stanowimy całości”.
Rush wywarł niebagatelny wpływ na muzykę rockową ale też na przestrzeni lat swojej aktywności, muzycy ewoluowali od hard rocka przez rock symfoniczny po nasycony syntezatorami  rockowy okres lat 80-tych by na początku XXI wieku jak bumerang  powrócić do grania muzyki z początków swojej działalności.  Mieli okres lepszy i gorszy, Neil Peart po osobistych rodzinnych tragediach prawie zakończył karierę w 1997 roku by po pięciu latach panowie  wrócić do czekających na niego kolegów z zespołu.
Neil Peart, jeden z największych perkusistów w historii  rocka, grający przekonująco zarówno rocka jak i  jazz, zwany w środowisku  „profesorem” ale też autor większość tekstów grupy.  Geddy Lee multiinstrumentalista i frontman zespołu grający na basie i instrumentach klawiszowych, obdarzony bardzo wysokim charakterystycznym głosem oraz świetny gitarzysta Alex Lifeson operujący różnymi stylami  i grający w ciekawy i różnorodny sposób.O to muzycy, którzy tworzyli tę prześwietną grupę.
Jedni ich uwielbiają zaś inni nie trawią, a dla mnie to jedna z najważniejszych grup rockowych w historii.
Chciałem namówić was do posłuchania trzech koncertowych płyt  tego kanadyjskiego tria.
Dlaczego koncertowych i dlaczego akurat właśnie tych?
Jeśli chcesz mieć przegląd najlepszych kawałków grupy nie szukaj „the best off” tylko właśnie koncertowych nagrań. Po pierwsze zazwyczaj muzycy zagrają na koncercie  większą energią po wtóre w większości przypadków ( oprócz bootlegów) jeśli nawet coś „sknocili” to i tak to naprawią w studio dogrywając brakujące instrumenty lub poprawiając brzmienie tych z koncertu.
Do tego w przypadku rocka z najlepszego okresu czyli lat 70-tych i 80-tych, grające wtedy kapele musiały mieć w swojej dyskografii koncerty. To był  nieodłączny atrybut prawdziwej rock’n’rollowej kapeli, mieć swoją płytę live. Jednym udawało się to lepiej drugim gorzej ale w przypadku Kanadyjczyków z Rush zawsze były to świetnie albumy z całkiem dobrą realizacją.
Trzy albumy koncertowe Rush, które wybrałem są podróżą  przez najciekawszy okres działalności tego tria. Słuchając ich dowiesz się jak ewoluowali od czystego hard rocka poprzez okres progresywny aż po prawie pop rockowe granie z mocnymi akcentami syntezatorowymi. Cóż, niektórym się ten mocno zelektryfikowany i syntezatorowy okres nie podoba  ale ja go lubię. Może przez sentyment do płyty „Signals” a może dlatego, że w każdym z wymiarów swojego grania tych trzech Kanadyjczyków po prostu grało dobrą muzykę.

 

 

 

 

All the World’s a Stage

Po nagraniu czterech albumów studyjnych, panowie z Rush postanowili nagrać swój pierwszy album koncertowy co uczynili w Massey Hall w Toronto pomiędzy 11a 13 czerwca 1976 roku w czasie trasy koncertowej promującej płytę 2112.   Album live  sprzedawał się całkiem dobrze zaś muzycznie to podsumowanie ich najbardziej  rockowego oblicza.
Płyta brzmi trochę surowo, bez zbędnego czarowania ale też gdy panowie przechodzą od najwcześniejszego repertuaru do suity z albumu 2112 ( zresztą na winylu nieco okrojonej) słychać   zapowiedź drogi do  progresywnego wymiaru grania. Uwielbiam ten mocno gitarowy wręcz hardrockowy okres  bo słychać  niesamowitą energię jaką epatowali wtedy ale też słychać rozwój techniki gry wszystkich muzyków oraz krystalizowanie się rozpoznawalnego brzmienia z tak charakterystycznymi dla nich podziałami rytmicznymi. Ten dwupłytowy album pokazuje jak bardzo byli osadzeni w hard rocku ale też w jakie muzyczne klimaty się zapuszczali.
„Cały świat jest sceną”.
Wtedy w połowie lat 70-tych, właśnie zbudowali swoją wielkość.

 

 

 

Exit… Stage Left

To drugi koncertowy album Kanadyjczyków nagrany latem 80-tego i pod koniec zimy 81 roku.  Muzycy podsumowują dotychczasowy okres kolejnym albumem na żywo tym razem nagrania pochodzą z Anglii i Kanady a za produkcję odpowiadał Terry Brown, który nagrywał wszystkie wcześniejsze albumy grupy. Cóż, jeśli chodzi o wrażenia to jest to bardzo dobrze zrealizowany album lecz trzeba to jasno powiedzieć, muzycy poprawiali niektóre partie instrumentów w studiu podczas miksowania płyty. Geddy Lee jakiś czas po wydaniu płyty wyrażał pogląd, że płyta brzmiała „zbyt perfekcyjnie” ponieważ zdecydowali mocno stłumić odgłosy publiczności, zaś Alex Lifeson uważał, że album brzmiał zbyt septycznie i nie tak surowo jak All the World’s a Stage.
Jakkolwiek by na to nie patrzeć jest to jeden z lepszych albumów koncertowych tamtej dekady a do tego w mojej opinii pokazuje grupę z jej chyba najbardziej twórczego okresu. To był czas promocji najważniejszej płyty Rush czyli „Moving Pictures”. Wtedy zespół bardzo rozbudował swoje instrumentarium i uzyskał najbardziej rozpoznawalne brzmienie, grając najlepszego w swojej historii progresywnego rocka.  Utwory „Red Barchetta”, „La Villa Strangiato” czy „Tom Sawyer” oraz niezwykłej biegłości solo perkusyjne jest niewątpliwie mocną stroną albumu. Ja uwielbiam fantastyczne brzmienie grupy uchwycone na tym albumie. Gdy zobaczysz wideo z tego koncertu docenisz niezwykłe umiejętności techniczne  nie tylko Pearta czy Lifesona ale również Geddego Lee, który jednocześnie obsługuje instrumenty klawiszowe, bas pedałowy i śpiewa. To naprawdę perfekcyjna muzyka i moim zdaniem nic się ni zestarzała przez te 40-lat.

 

 

 

A Show of Hands

Po ośmiu latach od wydania Exit…stage left, na początku 1989 ukazuje się kolejny dwupłytowy koncertowy album „A Show of Hands” nagrywany w kilku różnych miastach w Anglii i USA na przestrzeni ponad dwóch lat.
Płyta w przeciwieństwie do poprzednich, realizowana jest już w domenie cyfrowej co słychać w warstwie brzmieniowej gdzie uchwycono bardziej szczegółowo brzmienie i przestrzeń. Zespół był wtedy w okresie odchodzenia od czystego prog-rockowego brzmienia przesuwając swoje zainteresowanie muzyczne w kierunku nieco łagodniejszego bardziej popowego i przebojowego grania.  Doskonale to słychać w utworach „Subdivisions” z płyty „Signals” czy „Force Ten” i „Time Stand Still” z albumu „Hold Your Fire”. Nawet część zestawu perkusyjnego Neila Pearta opiera się o cyfrowe bębny Simons i przystawki MIDI co wyraźnie słychać w solo perkusyjnym z utworu – „Rytm Method”.
Płyta podsumowuje aktywność grupy z lat 80-tych lecz czy był to dla nich dobry okres? i tak i nie. Płyta „Signals” była początkiem syntezatorowego trendu i w moim przekonaniu późniejsze albumy nie dorównywały tym nagrywanym w drugiej połowie lat 70-tych. Szczytowym momentem tego mocno syntetycznego brzmienia była płyta „Hold Your Fire” gdzie gitara Alexa Lifesona właściwie akompaniuje rozbudowanym aranżom Geddego nieco chowając się za syntezatorami. Z drugiej strony lubię tą płytę może właśnie dlatego, że była tak bardzo osadzona w nasyconych syntezatorami trendach lat 80-tych. Wracając do koncertowego albumu „A show of Hands” w moim przekonaniu warto go mieć. Warto go posłuchać i warto docenić nawet jeśli jest to najmniej rockowy okres ich aktywności muzycznej.
Lubię z niego „Mystic Rhythms” czy „Distant Early Warning” nie wspominając o kawałkach z płyty „Hold Your Fire”.

 

 

Rush to kwintesencja najwyższej klasy rzemiosła instrumentalnego bowiem każdy z muzyków opanował swój instrument do perfekcji. To pokaz ogromnego progresu w rozwoju poszczególnych muzyków na przestrzeni czasu gdy istniała grupa oraz ich niezwykłej, muzycznej wyobraźni.
Rush nigdy nie zawitał do Polski, ale w 2004 roku dał koncert w Pradze jednak ten był fatalnie nagłośniony i ludzie, którzy wtedy go oglądali nie byli zachwyceni jakością dźwięku.
Zapewne tak jak na początku napisałem, już nigdy nie obejrzymy grupy na żywo dlatego tym bardziej celebrujmy ich fonograficzne dokonania koncertowe i pomimo tego, że potem nagrali jeszcze kilka albumów live z „Rock in Rio” na czele to albumy Live przeze mnie przypomniane są według mnie kwintesencją „Rushowego” grania. Grania, w którym na równi miesza się świetna muzyka z rewelacyjnym rzemiosłem muzyków co nie jest oczywistością  w muzyce rockowej.

 

 

tekst i zdjęcia Robert bajkowski

O zespole Rush przeczytacie również tutaj

Rush – Perfekcjoniści z Kanady

Wehikułem czasu przez koncertowe winyle.

Jeden komentarz do „Najważniejsze koncertowe albumy RUSH.

  1. Szkoda że nie było ich w Polsce , chociaż Geddy był w Krakowie ale ze względu na rodzinne piewiązania .Chyba w tamtym okresie w Czechach bardziej doceniano ich twórczość. I podobnie uważam że to świetna muzyka i kultowa grupa .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *