Siedem Płyt Pata Methenego

 

Kiedyś przeczytałem gdzieś, że Pat Metheny przybliżył jazz tym, którzy dużym łukiem omijają ten gatunek muzyczny.
Gdzie indziej spotkałem się z twierdzeniem, że w istocie nigdy nie grał prawdziwego jazzu.
Skłonny jestem raczej przychylić się do pierwszej tezy bo przecież ma w dorobku płyty mocno jazzowe, które nagrał z takimi muzykami jak Ornette Coleman, Charlie Haden, Jack Dejohnette czy John Scofield.
Jego styl gry to mieszanka fusion, jazzu progresywnego i latynoskiego, tak przynajmniej definiują to krytycy muzyczni.
Ale to tak naprawdę zupełnie nowy wymiar synkopy, bardzo atrakcyjny brzmieniowo i przede wszystkim pełen melodii.
Dla mojego pokolenia, które słuchało radiowych Wieczorów Płytowych programu II w latach 80-tych „methenowe” San Lorenzo to był znak rozpoznawczy audycji.
Ale też właśnie z tychże wieczorów płytowych poznawaliśmy nowe płyty Pata, zazwyczaj z czarnych krążków a potem z CD, które i tak dla większości z nas były wtedy nieosiągalne.
Dzisiaj muzyka i jej wszelakie odmiany są na wyciągnięcie ręki a właściwie myszki, wtedy obcowanie z dobrą muzyką to była uczta.
W latach 80-tych wszystko co z zachodu było irracjonalnie drogie.  Mogłeś kupić zachodnią płytę za połowę pensji jeśli za drugą jej połowę dałeś radę przeżyć do końca miesiąca. Mogłeś pożyczyć od znajomego, który akurat ją miał, wreszcie mogłeś przegrać całą właśnie z radia co też większość z nas wtedy czyniła.

 

 

To były ciekawe czasy i dzisiaj z perspektywy czasu uważam je za bardzo inspirujące.
Wracając do Pata Methenego to wyrastał w bardzo muzykalnej rodzinie gdzie praktycznie każdy na czymś grał łacznie z dziadkiem, który był zawodowym trębaczem.
Mając od małego kontakt z muzyką zaczął grać najpierw na trąbce, na której gry uczył go brat Mike by po usłyszeniu i obejrzeniu w telewizji Beatlesów, zakochać się miłością odwzajemnioną w gitarze.
Na 12 urodziny dostał upragnionego Gibsona ES 140 i był to idealny instrument do nauki gry na gitarze.
Metheny w tamtym czasie zaczął słuchać jazzu i wkrótce zachwycił się albumem Wesa Montgomery’ego „Smokin 'at the Half Note”, słuchał też oczywiście Coltrane i Davisa podziwiał Ornette Colemana, z którym po latach nagra w 1986 roku album Song X.
Kiedy w wieku 15 lat wyjechał na obóz jazzowy organizowany przez magazyn Down Beat jego życie zmieniło się na zawsze.
Poznał tam Atille Zollera dzięki, któremu Wszedł w środowisko jazzowe Nowego Yorku a następnie Bostonu gdzie uczęszczał do Barklee Collage of Music ucząc się muzyki u wibrafonisty Garego Burtona, innowatora gry na tym instrumencie.
Po niedługim czasie Metheny zostanie najmłodszym wykładowcą na tej uczelni w klasie gitary elektrycznej.
Właśnie wtedy na dobre rozpoczął swoją zawodową przygodę z muzyką trwającą do dzisiaj.
Ja osobiście najbardziej lubię jego okres współpracy z wytwórnią płytową ECM, Manfreda Eichera .
Wtedy stworzył świetny duet z nieżyjącym już Lyle Maysem, z którym współpracował najdłużej.
Wraz z basistą Steve Rodbym tworzyli trzon Pat Metheny Group przez kilka dekad.
W okresie współpracy z ECM Metheny nagra w sumie jedenaście płyt i w przeciągu dekady ukształtuje swój muzyczny image i wykrystalizuje brzmienie tak charakterystyczne dla jego formacji na kolejne dziesięciolecia.
Oto moje TOP siedem Pata Methenego z okresu współpracy z ECM.
W moim przekonaniu na tych płytach Metheny stworzył muzykę, która najbardziej wpłynęła na jego niepowtarzalne brzmienie tak rozpoznawalne do dzisiaj.

1978 -Pat Metheny Group.

Pierwsza płyta formacji Pata Methenego to początek i zapowiedź tego jak w przyszłości brzmiał będzie Metheny.
Jazzu, tego kanonicznego jest na tej płycie mało. To bardziej płynące w powietrzu dźwięki pasaże, utwory melodyjne i dodajmy wpadające w ucho z synkopą jako kręgosłupem. Na tej płycie Metheny gra jeszcze nieprzetworzonym przez syntezatory, dźwiękiem gitary. Album rozpoczyna San Lorentzo, które jest moim zdaniem takim motywem założycielskim grupy. To fusion jakie Pat będzie potem wielokrotnie odmieniał przez przypadki. Do tego Jacko, utwór który jest hołdem dla Jacko Pastoriusa, z którym Metheny grał przez kilka lat, i którego bardzo ceni.
Płyta świetna warto ją mieć szczególnie na winylu bo z niego brzmi najprawdziwiej.

 

1979 – American Garage.

Drugi album jest już nieco inny, troszkę mocniej zagrany i  mniej na nim słychać syntezatorów Maysa. Czasami progrockowy, czasami bardzo nostalgiczny jak w utworze Airstheam.
American Garage to utwór będący w istocie hołdem dla rock’n’rollowych kapel zaczynających w garażach. Cała płyta moim zdaniem jest bardzo spójna. Pokazuje, że Metheny sięga w różne strony oraz, że jazz jest tylko pretekstem do muzycznej podróży jak w utworze Epic, który zaczyna się jak ballada ale potem jest w nim wszystko i improwizacja i ostre szybkie granie nieco przypominając w strukturze utwory rodzimego SBB. To album który osiągnął nr 1 na liście Billboard Jazz i trafił nawet na listy pop.
Lecz to nie dziwi bo „wchodzi” w uszy jak nóż w masło i jest po prostu przyjemny do słuchania.

 

 

1980 – Pat Metheny 80 – 81.

Album, w którym Metheny na chwilę opuszcza swoją macierzystą formację by zagrać nieco inaczej. Dokonuje syntezy jazzu i swojego nieco ulotnego stylu gry na gitarze w konsekwencji dając coś bardzo spójnego i zarazem jazzowego.
Na płycie temu wciąż jeszcze młodemu choć już uznanemu artyście zamiast jego podstawowego składu towarzyszą uznani jazzmeni i jednocześnie jego idole.
Charlie Haden na basie Jack DeJohnette na bębnach oraz Dewey Redman i Mike Brecker na saksofonach.
Tych czterech uznanych muzyków przylatuje w maju do Oslo i wprost z lotniska jedzie do studia by przez kolejne 3 dni nagrywać sesję.
Płyta to rasowy kawał jazzu. Co z tego, że taki nieco „methenowy” lekko złagodzony, melodyjny, nieważne bo w środku znajdziecie niesamowitą ilość improwizacji ze świetnym solo na perkusji w utworze 1st. czy kontrabasem Hadena w 2 nd.
To wybitna płyta z kilku powodów:
Muzycy których zaprosił Metheny choć uznani i z długoletnim dorobkiem  nigdy wcześniej ze sobą  nie grali. To ciekawe że DeJohnette i Haden, którzy w tamtym czasie od wielu lat grali  na jazzowej scenie nigdy razem nie występowali ani nawet nie nagrywali. Drugi powód to studio w Oslo i legendarny dla ECM realizator Erik Kongshaug. W konsekwencji uzyskano synergię pomiędzy muzykami,  materią muzyczną i realizatorem.
Płyta jest niezwykle inspirująca i pokazuje Pata Methenego jako świetnego improwizatora ale też kompozytora i muzyka.
Sądzę, że to jeden z najlepszych okresów współpracy Eichera i Methenego.
Eicher dał dużo swobody muzykom ale też chciał by płyta brzmiała ECM-owo do czego zarówno skandynawskie studio jak i osoba Kongshauga walnie się przyczyniły.

 

 

1980 -Pat Metheny & Lyle Mays – As Falls Wichita So Falls Wichita Falls.

Dokładnie cztery miesiące po sławetnej sesji na płytę 80 – 81, Metheny w tym samym Norweskim studiu z tym samym realizatorem wspólnie z Lyle Maysem nagrywają świetny album.
Zupełnie inny od tego co było wcześniej.
Pełen syntezatorów, overdubbingu i niezwykle przestrzennych klimatów.
Na tej płycie obu muzykom towarzyszy najlepszy „przeszkadzajkowicz” wśród perkusistów Brazylijczyk Nana Vasconcelos, którego specyficzne klimatyczne przeszkadzajki na długo urozmaicą brzmienie grupy.
Płyta pełna powietrza, wspaniałych i ulotnych klimatów z mnóstwem dźwięków.
Jest jak obraz malowany pastelami a przynajmniej cała pierwsza strona z tytułowym As Falls Wichita So Falls Wichita Falls.
Druga strona płyty jest bardziej zróżnicowana prowadząc nas od radosnego dosyć energetycznego utworu Ozark przez September feeftinth będący hołdem dla Billa Evansa, który był inspiracją zarówno dla Methenego jak i Maysa. Płytę kończy  utwór Estupenda Graca z wokalizami Vasconcelosa.
Album, który bez wątpienia spodoba się wszystkim. Płyta pełna pozytywnej energii i niezwykłej przestrzeni.

 

 

1982 -Pat Metheny Group – Offramp.

Pat Metheny na tej płycie uzyskał wreszcie swój rozpoznawalny styl.
Pojawiają się syntezatory gitarowe, które nadają tak charakterystyczne brzmienie „Patowej” orkiestrze na następne lata. Lyle Mays ma tu już duże klawiszowe instrumentarium.
Płyta w pewnym stopniu nawiązuje do wcześniejszej As Falls Wichita So Falls Wichita Falls.
Swoją przestrzenną wielo gradacyjną realizacją czy zastosowaniem elementów perkusyjnych przez Vasconcelosa. Zmienia się basista i Marka Egana zastąpił Steve Rodby.
Płyta wyznacza kierunek w jakim Metheny będzie podążał przez kolejną dekadę . To również Album, który zdobył uznanie nie tylko krytyków ale i słuchaczy. Był pierwszym albumem Methenego, który zdobył nagrodę Grammy oraz sprzedał się w kilkumilionowym nakładzie.
Najbardziej znany utwór to balladowy Are You Going With Me z kolei utwór OffRamp to kwintesencja wszystkich nowych brzmień jakie pojawiły się w zespole Pata Methenego w tamtym okresie.

 

 

1983 – Pat Metheny Group – Travels.

Podsumowanie dotychczasowej drogi Pat Metheny Group w wersji koncertowej
Właściwie można by mieć tylko ten podwójny album bo znajdziecie na nim wszystko co najlepsze z poprzednich płyt.
Płytę otwiera Are You Going With Me z albumu OffRamp ale dalej jest tylko lepiej z San Lorenzo zamykającym koncert. Choć jest tu i rodzynek kawałek Goodbay, który grany był tylko na koncertach bowiem nie był zarejestrowany na płytach studyjnych.
Koncert nagrywano w lipcu październiku i listopadzie 1982 roku podczas trasy OffRamp po USA.
Realizacja jest perfekcyjna i z mojego winyla słucha się tej płyty wprost bajecznie.
Za realizację odpowiadał Randy Ezratty, lecz ostateczny miks zrobił Erik Kongshaug w swoim studiu w Oslo a nad całością czuwał osobiście Manfred Eicher.
Płyta dostała w 1984 roku nagrodę Grammy za najlepszy album jazzowy oraz osiągnęła 3 miejsce na liście Billboard jazz.
Jeśli chcecie mieć Methenego z najlepszego okresu koncertowego to ta płyta wydaje się być obowiązkowa.

 

 

1984 – Pat Metheny Group – First Circle.

Ostatnia płyta jaką Metheny nagra z Manfredem Eicherem i ECM.
Jednocześnie pierwsza, o której Metheny powiedział- W końcu poczułem, że Grupa była tym czym chciałem, by była … i wtedy pojawiło się uczucie: właśnie to osiągnęliśmy. Teraz możemy iść gdziekolwiek.
Jednocześnie W tym samym czasie dochodzi do wniosku, że dalsza droga wiedzie w inną stronę niż ECM i będzie to juz droga bez Manfreda Eichera .
Metheny jeszcze raz zmienia skład grupy i Perkusistę Danny’ego Gottlieba zastąpi Paul Wertico, a do grupy dołącza multiinstrumentalista Pedro Aznar, który wprowadzi wokal i teksty do kompozycji grupy. First Circle rozszerzył zakres muzyczny Grupy. Metheny zrozumiał, że album doprowadził grupę do twórczego poziomu, którego szukał od momentu jej powstania. To w pełni ukształtowany obraz muzyki Methenego, pełen melodii i łatwego w odbiorze synkopowanego fusion a może pop fusion jazzu.
Utwór tytułowy First Circle tak jak wcześniejszy Are You Going With Me stanie się jednym z najbardziej rozpoznawalnych utworów Methenego.
To płyta przełomowa bo Metheny znacznie poszerzył spektrum instrumentów ale też starał się trafić ze swoją muzyką do jeszcze szerszej publiczności.

 

Niektórzy uznają, że w tym okresie Metheny poszedł w stronę komercji i schlebiania gustom mniej wyrobionej publiczności.
Ale w istocie od początku swojej aktywności muzycznej cały czas chciał grać muzykę zrozumiałą i strawną dla każdego.
W jednym z wywiadów powiedział  o Eicherze: Dla mnie jedyną jego wadą jest to, że Manfred ma tendencję do wybierania artystów, którzy nie potrafią swingować.
Od tego albumu poprzez kolejny, którym będzie soundtrack do filmu Sokół i Koka (The Falcon and the Snowman) Metheny przekroczy granicę pomiędzy muzyką popularną a jazzem w którym bywał gościem co nie znaczy, że jazzu nie uprawiał.
Przecież Metheny cały czas swinguje tyle, że po swojemu bez zbędnego artystowskiego zadęcia, robiąc miłą melodyjną i przyjemną do słuchania muzykę a my? …. Po prostu, starajmy się jej nieszufladkować.

 

 

 

Jego muzyczna droga osiągnęła w tamtym czasie szczyty popularności, jednak w przyszłości zaskoczy wszystkich jeszcze niejeden raz zarówno swoją muzyką jak i jej formą.
Wykona kilka wolt, grając w przeróżnych składach od trio po duże orkiestry a nawet stworzy zespół programowanych robotów muzycznych jak w projekcie Orchestrion.
Ale to już historia na zupełnie inną opowieść.

Tekst i zdjęcia Robert Bajkowski

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

2 komentarze do „Siedem Płyt Pata Methenego

    1. Proszę pytać o to muzycznych krytyków, którzy tak szufladkują muzykę Methenego. na dobrą sprawę Fusion właściwie wyczerpuje definicję. Ja napisałem w tekście że po pierwsze: on gra po prostu swoje, po drugie nie szufladkujmy jego muzyki a przytoczone przez Pana przykłady to opis jego stylu choćby z Wikipedii. Pozdrawiam.

Skomentuj Robert Bajkowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *