Lubię brzmienie z CTI.
Lubię nieco starszy, bardziej klasyczny jazz.
Lubię go za prostotę i melodyjność.
Lubię też za to że po prostu dobrze brzmi.
Dobrego jazzu z epoki trzeba słuchać z winyla bo wtedy dopiero jak sądzę, można poczuć ducha tamtych nagrań.
W latach siedemdziesiątych w Nowym Yorku istniała niezależna wytwórnia płytowa, która wydawała ciekawą muzykę, bardzo dbając przy tym o wysoką jakość nagrań.
Właściwie każda płyta z tej wytwórni brzmi po prostu bardzo dobrze.
Prawdopodobnie Bossa nova nigdy nie zdobyła by tak wielkiej popularności gdyby nie pewien gentleman.
I nie mam na myśli ani Stana Getza ani Joao i Astrud Gilberto czy Carlosa Jobima, z którymi ten gatunek jest chyba najbardziej utożsamiany.
Tym gentlemanem był Creed Taylor.
Ten niezwykły “gość” od początku chciał zostać producentem muzycznym.
Ukończył Duke University i dzięki znajomym z okresu studiów wkręcił się do nowojorskiej wytwórni Bethlehem Records.
Po kilku latach i niezwykle dobrych kontraktach jakie zawierał choćby z Rayem Charlesem, Coltranem czy Gilem Evansem trafił w końcu do legendarnej wytwórni Verve.
A to Verve właśnie za sprawą Taylora, wypromowała niszowy gatunek Brazylijskiej muzyki i w taki oto sposób Bosa nova stała się popularna, mając ogromny wpływ na jazz, stając się w gruncie rzeczy jego częścią.
Lecz ten krótki artykuł nie będzie poświęcony bosa novie, tylko prześwietnej wytwórni CTI.
CTI.
CTI czyli Creed Taylor Incorporated, została założona przez Creeda Taylora w 1967 roku jako część A&M Records, by następnie po trzech latach stać się wytwórnią niezależną.
Taylor miał już wtedy duże doświadczenie jako producent muzyczny oraz kontrakty podpisane z niezłymi artystami, tak więc miał co nagrywać i z kim nagrywać.
Freddie Hubbard, George Benson , Chet Baker, Gerry Mulligan, Nina Simone, Paul Desmond, Art Farmer, Eumir Deodato, Hubert Laws, Herbie Hancock i Ron Carter to tylko niektórzy z nich.
Wes Montgomery.
Pierwszym albumem jaki CTI nagrało i wydało była Płyta Wesa Montgomerego “A Day In The Life”, która sygnowana jest jeszcze logiem A&M Records.
To bardzo miła dla ucha muzyka w wykonaniu genialnego gitarzysty ze świetną wersją Eleanor Rigby, Beatlesów.
Sama płyta nie ma wiele wspólnego z jazzem jako takim.
To bardziej muzyka popularna.
Jest świetną dla ucha płytą, która bardzo podobała się słuchaczom bowiem album osiągnął numer jeden na liście albumów Billboard Jazz oraz numer 13 na liście Billboard 200.
Niestety Wes Montgomery rok po nagraniu tej płyty zmarł z powodu nagłego ataku serca.
Śmierć zabrała tego świetnego gitarzystę u progu wielkiej kariery.
Zostało po nim kilkadziesiąt płyt oraz ogromny wpływ jaki wywarł na następców jak choćby George Bensona.
George Benson.
W roku 1971 Jeden z największych gitarzystów jazzowych George Benson nagrywa swój pierwszy album dla wytwórni Creeda Taylora.
Jest to płyta “Beyond the Blue Horizon” sygnowana już logiem CTI.
Płyta uchodzi za jedną z najciekawszych i najlepszych dokonań Bensona.
Skład z perkusją Jacka DeJohnette’a i Ronem Carterem na basie to rewelacyjna sekcja rytmiczna, najlepsza jaką mógł mieć wtedy do dyspozycji Benson.
Ostatecznie to Miles Davis stracił świetnych muzyków a Benson a potem Herbie Hancock na tym zyskali.
Ciekawa jest też historia powstania sesji nagraniowej do płyty bowiem Creed Taylor nie miał zbyt dużego budżetu na studio.
Za częściowo pożyczone pieniądze muzycy musieli od razu zagrać perfekcyjnie, do tego nagrywali wszystko na 100%.
Za realizację techniczną odpowiadał Rudy Van Gelder i warto to nazwisko znać albowiem stało się legendą.
To nie tylko świetny realizator ale również jeden z niewielu inżynierów dźwięku, którego interesował sprzęt odtwarzający.
Van Gelder można by rzec był również audiofilem bowiem posiadał dużą kolekcję wzmacniaczy, kolumn gramofonów i innego sprzętu odtwarzającego.
Charakter brzmienia Blue Note czy CTI to w dużym stopniu jego zasługa.
Miał swoje sposoby na odpowiednie ustawienia mikrofonów.
Sam doglądał całego procesu produkcji od przygotowania studia po nacinanie matryc dla winyli.
Jako jeden z pierwszych używał w latach 60-tych nowoczesnych podówczas mikrofonów pojemnościowych.
Niestety, Van Gelder niechętnie zdradzał swoje “sztuczki” zachowując dla siebie wszystkie “patenty” i ogromne doświadczenie realizatorskie.
Sam mówił o sobie, że zrealizował w życiu tak wiele nagrań, że nie ma chyba w USA drugiego realizatora z tak wielkim dorobkiem.
Do dzisiaj uważany jest za jednego z największych inżynierów dźwięku.
Jego studio mieściło się w Englewoods , tam też zarejestrowano płytę Bensona.
George Benson opisując realizację tej płyty, mówił w jednym z wywiadów „Pomyślałem, że po prostu wezmę kilku dobrych muzyków, wybiorę kilka świetnych melodii i zagram na świetnej gitarze. Pożyczyłem perkusistę Milesa Davisa Jacka DeJohnette’a i przyprowadziłem Rona Cartera. W pewnym sensie uhonorowałem w ten sposób Milesa funkowym coverem „ So What “
Płyta jest perfekcyjnie nagrana.
Posłuchajcie choćby owej “bensonowej” wersji “So What” .
Utworu, który zapewne znacie z płyty “Kind of Blue”.
Rewelacja! i te przepięknie brzmiące organy Hammonda, Clarence Palmera.
Ron Carter.
Trzecia z płyt to solowy album Rona Cartera z 1976 roku zatytułowany Yellow & Green.
Carter, który nagrywał linie basu na płycie Bensona, tym razem nagrywa album solowy gdzie popisuje się świetną techniką gry i ciekawym, szybkim pulsem.
Album ten, niestety został źle przyjęty przez krytykę.
Zarzucano mu że jest słaby, brakuje na nim dobrych kompozycji a Carter bez sensu przebiera palcami po strunach kontrabasu.
Ja jednak uważam że to całkiem fajna płyta.
Po pierwsze jest dobrze zrealizowana.
Faktura zarówno kontrabasu jak i gitary basowej( piccolo bas) bardzo mi się podoba.
Dźwięk obu instrumentów jest żywy z czysto zarejestrowanym brzmieniem.
Po drugie ma dwa fajne utwory, które mi przypadły do gustu – Yellow & Green oraz Opus 1,5 .
Za nagranie tego albumu odpowiadał Rudy Van Geler co tłumaczy jej realizacyjną estetykę i świetne brzmienie płyty.
I pomimo słabych recenzji tej płyty, w mojej opinii jest to fajny kawałek fusion z rewelacyjnie brzmiącym basem, którego charakterystyczne brzmienie usłyszycie potem w VSOP, czyli kwintecie Herbie Hancocka.
Trzy płyty od CTI , trzy różne stylistycznie albumy, które łączy świetne wręcz wybitne brzmienie.
O ile za realizację dźwięku w wytwórni CTI odpowiadało wielu inżynierów z Van Gelderem na czele, to wszystkie wydawnictwa sygnował swoim podpisem, Creed Taylor.
CTI preferowało lżejszy, bardziej strawny, melodyjny i wpadający w ucho, jazz.
Można by rzec, że to CTI wymyśliło styl, który potem nazwano smooth jazzem.
Myślę że dzisiejszy Manfred Eicher i ECM to w pewnym stopniu podobna filozofia, podobne myślenie o artystach i muzyce, jednak ECM to nieco inny stylistycznie, mocno artystowski, europejski jazz.
Jeśli więc lubisz muzykę z winyla do tego jest to nieco starszy jazz, zwróć uwagę na CTI i wykonawców jacy dla niej nagrywali.
Choć CTI już nie istnieje a prawa do utworów na dzień dzisiejszy posiada SONY, można bez problemu kupić wznowienia na CD lub winyle z epoki.
Moje czarne krążki to jak widać Japońskie edycje, które wydawał King Records mający wyłączność sprzedaży w Japonii.
Myślę że tego typu muzykę warto mieć w dobrych wydaniach.
CTI to gwarancja bardzo dobrego brzmienia i świetnego jazzu.
Przekonuję się o tym po raz kolejny za sprawą płyty Arta Farmera ” Something You Got”
Album z rewelacyjnym składem uznawany za jeden z najlepszych w dorobku Farmera.
CTI …. Warto poszukać, warto mieć.
A .. i jeszcze jedno.
Wszystkie opisywane płyty kupiłem w sklepie Art Reco.
Tekst i zdjęcia Robert Bajkowski.
Jeśli interesują cię podobne tematy, zajrzyj do artykułów klikając w poniższe tytuły.
6 albumów jazzowych, których warto posłuchać.
koncertowy Jazz z winyli.
Wehikułem czasu przez koncertowe winyle.