Krótka historia lamp elektronowych.

Niektóre rzeczy się nie starzeją.
Nie dlatego, że są doskonałe, tylko dlatego, że są… prawdziwe.
Tak jest z lampami elektronowymi tymi żarzącymi się bańkami, które od ponad wieku nie przestają świecić, oddychać i… grać.

Poniżej znajdziecie historię kilku najpopularniejszych w zastosowaniach audio, lamp elektronowych

Początek.

Rok 1904.
John Ambrose Fleming, profesor i wynalazca, konstruuje pierwszą diodę próżniową – skromne urządzenie, które przepuszcza prąd tylko w jedną stronę.
Nie podejrzewa, że właśnie uruchamia rewolucję, która odmieni radio, kino i muzykę.
Dwa lata później Lee de Forest dodaje trzecią elektrodę, siatkę sterującą.
Tak powstaje trioda czyli pierwsze prawdziwe „ucho” i „głos” elektroniki.
Lampa stała się źródłem życia dla muzyki.

 

300B – światło kina, dusza muzyki.

Historia 300B zaczyna się w 1938 roku w amerykańskich laboratoriach Western Electric,  firmy należącej do koncernu Bell System.
W tamtych latach Western Electric był głównym dostawcą technologii dla amerykańskiej sieci telefonicznej  od kabli po wzmacniacze sygnału dźwiękowego w liniach dalekosiężnych.
Wcześniej (od 1925 roku) w podobnych zastosowaniach używano lampy WE 205D, a później WE 300A  pierwszej dużej triodowej lampy mocy o bardzo liniowej charakterystyce.
300B była ulepszoną wersją tej ostatniej:
miała większą moc (ok. 8 W),
większą niezawodność i żywotność (do 40 000 godzin pracy!),
oraz doskonałą liniowość charakterystyki anodowej, co czyniło ją idealną do pracy w torach wzmacniających głos ludzki.
Jej głównym zadaniem nie było audio w dzisiejszym sensie, lecz telekomunikacja: wzmacnianie sygnałów w liniach telefonicznych i filmowych systemach dźwięku.
300B pracowała w lampowych wzmacniaczach Western Electric 86A, 91A, 92A, które były stosowane m.in. w studiach dźwiękowych i kinach dźwiękowych (Bell Labs opracowało wtedy m.in. system dźwięku do filmów Warner Bros).
Podczas II wojny światowej Western Electric nadal produkował 300B dla armii i dla systemów central telefonicznych.
Po wojnie jej rola powoli malała, ponieważ w telekomunikacji zaczęto stosować lampy wielosiatkowe (pentody), a następnie tranzystory.
W latach 50. 300B praktycznie zniknęła z rynku konsumenckiego.
Western Electric nadal produkował ją dla nielicznych kontrahentów przemysłowych i kinowych aż do około 1988 roku, gdy zamknięto ostatnie linie produkcyjne w Hawthorne Works.
W tym czasie mało kto interesował się lampami triodowymi  ponieważ epoka tranzystora wydawała się nieodwracalna.
Wszystko zmieniło się dzięki… japońskim audiofilom.
Na przełomie lat 70. i 80. w Japonii narodził się ruch “triode revival” fascynacja prostotą i naturalnością brzmienia klasycznych lamp single-ended, takich jak 2A3, 45 i właśnie 300B.
Japońscy inżynierowie i entuzjaści dźwięku, tacy jak Sakuma-san, Shindo, Kondo-san (Audio Note Japan) czy Hiraga, zaczęli budować minimalistyczne wzmacniacze SET (Single-Ended Triode) o mocy zaledwie kilku watów ale z niezwykłą czystością, barwą i dynamiką.
Dzięki temu 300B stała się ponownie pożądana.
Zachodni producenci byli zaskoczeni: z zapomnianej triody przemysłowej powstała nowa legenda audio.
Na fali tego odrodzenia zaczęły powstawać nowe kopie lampy:
Sovtek i Electro-Harmonix (Rosja),
Golden Dragon i TJ Full Music (Chiny, Tajwan),
KR Audio, AVVT, Emission Labs (Czechy),
a w końcu – od 1997 roku – Western Electric USA wznowił produkcję oryginalnej 300B w Atlancie, według starych specyfikacji z 1938 roku.
Dziś 300B to niezachwiany symbol high-endowego audio i ikona „świętego Graala” w świecie lamp.
Mimo że oferuje tylko 7–9 W mocy w układzie single ended, jej muzykalność, płynność średnicy i naturalność głosu są uważane za niedoścignione.
Nowoczesne wersje 300B produkowane są przez wielu producentów na całym świecie, m.in.:
Western Electric (USA) – ponownie wytwarza lampy w Rossville, Georgia, z pełnym zachowaniem oryginalnych procesów.
Takatsuki Electric (Japonia) – manufaktura tworząca ekstremalnie dopracowane wersje 300B, uznawane za jedne z najlepszych.
EML (Emission Labs, Czechy) i KR Audio (Czechy)  nowoczesne wersje o większej mocy i trwałości.
PSVANE, LinLai, Full Music to chińskie kopie i reinterpretacje, niekiedy bardzo dobre jakościowo.
Brzmienie 300B opisuje się jako ciepłe, organiczne, gładkie i nasycone.
Średnica jest jej sercem zaś wokale, instrumenty akustyczne, smyczki i jazz brzmią niezwykle naturalnie.
Nie jest to lampa do ostrego rocka czy metalu.  Jej moc jest zbyt mała, ale w dobrze dobranym systemie (efektywne kolumny, np. tubowe) potrafi stworzyć magiczny realizm dźwięku, którego trudno szukać w tranzystorze czy nawet w innych lampach.
W kulturze audio 300B stała się ikoną minimalizmu i purystycznego podejścia do muzyki czyli  idei, że mniej znaczy więcej.
Dla wielu melomanów to ostatni bastion analogowego romantyzmu.

Wzmacniacze  na 300B (jak Fezz Mira Ceti, Audio Note Meishu, Cary 300SEI) potrafią zagrać tak, że zapominasz o głośnikach.   Zostaje tylko muzyka i powietrze.

Bardzo podobna lampa czyli 2A3.

Lampa 2A3 została wprowadzona przez RCA (Radio Corporation of America) w 1932 roku.
Była to bezpośrednio żarzona trioda mocy – konstrukcja niezwykle prosta i piękna zarazem: tylko katoda (żarnik), siatka sterująca i anoda.
Zaprojektowano ją głównie do wzmacniaczy dźwiękowych w kinach, teatrach, radiostacjach i systemach nadawczych, gdzie wymagana była maksymalna liniowość i niski poziom zniekształceń.
W tamtym czasie 2A3 była częścią większej rodziny lamp RCA – obok mniejszych 45 i większych 50.
Oferowała moc 3,5–4 W w układzie single-ended lub około 15 W w push-pull – przy niesamowicie niskim poziomie zniekształceń (THD rzędu 2% przy pełnej mocy – jak na 1932 rok to cud techniki).
Konstrukcja i cechy techniczne
2A3 to trioda bezpośrednio żarzona, z napięciem żarzenia 2,5 V i prądem ok. 2,5 A (stąd nazwa – 2.5 volt, A3).
Pierwsze wersje miały podwójne anody (dual plate) i duży cokół UX4 (cztery piny).
Późniejsze, „single plate”, uznaje się dziś za lepiej brzmiące  z bardziej zwartym, detalicznym dźwiękiem.
Jej charakterystyka prądowo-napięciowa była niemal idealnie liniowa  co sprawiło, że stała się punktem odniesienia dla wszystkich późniejszych lamp mocy, w tym 300B.

W latach 30. i 40. 2A3 była szeroko stosowana we wzmacniaczach dźwięku kinowego (m.in. Western Electric, RCA Photophone), radiostacjach nadawczych małej mocy, profesjonalnych systemach audio w studiach i instalacjach central telefonicznych.
Wszystko to  zanim ktokolwiek mówił o „hi-fi”.
Dla inżynierów RCA 2A3 była narzędziem do wiernego przeniesienia ludzkiego głosu i z założenia miała nie kolorować, tylko odtwarzać.
Po II wojnie światowej trioda 2A3 zaczęła znikać z rynku, wypierana przez pentody i tetrody strumieniowe (6L6, KT66) mocniejsze i bardziej ekonomiczne.
W latach 50. używano jej jeszcze sporadycznie w domowych radiach, ale od końca dekady była praktycznie zapomniana  poza nielicznymi audiofilami i eksperymentatorami w Japonii, którzy wciąż słyszeli w niej „coś wyjątkowego”.

O wzmacniaczu wykorzystującym  lampy 300B przeczytasz – Lampowa Lybra 300B i Klipsch Forte III, klasyczne granie w nowej odsłonie.

Narodziny 6L6: rewolucja 

W 1936 roku Radio Corporation of America (RCA) wprowadziła na rynek lampę 6L6 – pierwszą komercyjnie dostępną tetrodę strumieniową (beam tetrode).
Był to przełom technologiczny, który zmienił oblicze wzmacniaczy dźwięku i radiokomunikacji.
Dlaczego była rewolucyjna?
Wcześniejsze pentody mocy (np. Philips EL3, EL37) cierpiały na efekt wtórnej emisji elektronów – co zwiększało zniekształcenia.
RCA opracowała sposób, by uniknąć patentów Philipsa na pentody, wprowadzając „beam forming plates” – specjalne blaszki kształtujące strumień elektronów. Tak powstała beam power tube, czyli tetroda strumieniowa.
Jej kluczowe cechy to wysoka sprawność i moc (ok. 20–25 W w push-pull), niskie zniekształcenia, mniejsze zużycie żarnika, prostota i tania produkcja.
Pierwsza wersja  6L6 była produkowana w stalowej obudowie koloru czarnego. Później pojawiły się wersje szklane: 6L6G, 6L6GA, 6L6GB, aż wreszcie 6L6GC, która stała się standardem do dziś (30 W mocy anodowej, napięcia do 500 V).
Początkowo 6L6 była stosowana w wojskowych systemach łączności, nadajnikach radiowych, wzmacniaczach kinowych (np. RCA, Western Electric, Altec Lansing).
Ale jej prawdziwa kariera zaczęła się po wojnie, gdy Leo Fender użył jej w pierwszych wzmacniaczach gitarowych.
Modele Fender Bassman, Twin Reverb, Showman, Super Reverb – wszystkie oparte były na parach lub czwórkach 6L6.

6550: potęga Ameryki -1955

W połowie lat 50. amerykańska firma Tung-Sol opracowała 6550, ulepszoną, potężniejszą wersję 6L6.
Była to nadal tetroda strumieniowa, ale o większej mocy (35–42 W), większej bańce i znacznie wyższym napięciu pracy.
Charakteryzowała się bardzo niskimi zniekształceniami i  precyzyjnym , dynamicznym  brzmieniem.
W latach 60. 6550 zdominowała amerykańskie wzmacniacze hi-fi (np. McIntosh MC75, Harman Kardon Citation II, Dynaco Mark III) i część wzmacniaczy gitarowych Ampeg – szczególnie SVT (1969), potwora 300-watowego dla basistów.
Brzmienie 6550 to amerykański hi-fi power sound, szybki, klarowny, nieco chłodniejszy niż EL34, z żelazną kontrolą basu.

KT66, KT77, KT88 – brytyjska odpowiedź.

W tym samym czasie w Wielkiej Brytanii firma GEC (General Electric Company, dawniej MOV – Marconi-Osram Valve) opracowała własną linię beam tetrod oznaczoną literami KT – „Kinkless Tetrode”.
Brytyjska odpowiedź na 6L6 czyli KT66.
Bardzo muzykalna, z lekko zaokrąglonym brzmieniem.
Stosowana m.in. w Quad II i Marshall JTM45 (czyli pierwszy „British sound” – Clapton, Cream, Hendrix wczesnych lat).
Charakter: kremowy, sprężysty, bardziej „okrągły” niż 6L6.

KT88 (1956)

Kiedy GEC chciał stworzyć lampę, która pobije wszystko
powstała KT88.
Była odpowiednikiem 6550, ale z większymi dopuszczalnymi napięciami i mocą (do 50 W na lampę).
Zastosowania:
Audio hi-fi: Leak TL/50+, Radford, Audio Research, McIntosh, Luxman, Manley.
Gitary: późniejsze Marshalle Major 200, niektóre Hiwatty.
Charakteryzował ją potężny, mięsisty bas, otwarta, dynamiczna góra i czysta średnica,
To już królowa nowoczesnej tetrody strumieniowej, odpowiednik potężnej 845 w świecie triod.
W latach 70 wraz z nadejściem tranzystorów lampy 6L6, 6550 i KT88 powoli znikały z przemysłu.
Przetrwały jednak w: sprzęcie muzycznym (Fender, Ampeg, Marshall) i audiofilskim hi-fi, oraz produkcji wojskowej (ZSRR, Czechosłowacja, Chiny).
W latach 80.–90. ruszyła druga fala:
Sovtek i EHX (Nowosybirska fabryka Reflektor) odtwarzają 6L6 i 6550.
JJ Electronic (Słowacja) produkuje solidne KT66 i KT88.
Shuguang, PSVANE, Tung-Sol Reissue (brand New Sensor) tworzą współczesne kopie.
Genalex Gold Lion – reaktywowany brand GEC stał się topowym symbolem jakości KT88.

 

 

Jeśli 300B to dźwięk emocji, duszy i naturalności, to 6L6/6550/KT88 to dźwięk mocy, energii i kontroli.
Trio tych lamp stworzyło język nowoczesnego brzmienia:
6L6 – blues, country, rock ’n’ roll,
6550 – jazz, hi-fi, bas,
KT88 – rock progresywny, hi-end, orkiestralny majestat.
To one sprawiły, że lampa przestała być tylko elementem technicznym, a stała się narzędziem ekspresji  od Claptona po Pink Floyd, od Ampega po McIntosha.
Jeśli 6L6 to „amerykański czysty ton”, a 300B to „romantyczna trioda duszy”, to EL34 jest czystą esencją rocka: krzyczy, śpiewa, kompresuje i rozgrzewa powietrze w sposób, którego nie da się pomylić z niczym innym.
To lampa, która ukształtowała brzmienie wzmacniaczy  Marshalla, Deep Purple, Pink Floyd, Iron Maiden .

O wzmacniaczu Titania wykorzystującym lampy KT88 przeczytasz – Titania i Diamond 25, moje synergiczne granie..

Narodziny EL34: Philips, Mullard i złota era pentody.

Lampa EL34 powstała w 1949 roku w laboratoriach Philipsa (Holandia) i jego brytyjskiej filii Mullard. Była to pełna pentoda mocy, w przeciwieństwie do amerykańskich tetrod strumieniowych (6L6, 6550, KT88), które używały płytek formujących strumień zamiast trzeciej siatki.
Philips i Mullard mieli już doświadczenie w mniejszych pentodach (EL84, EF86), ale chcieli stworzyć lampę mocy o europejskim charakterze zdolną do pracy w sprzęcie audio, radiowym i kinowym, przy napięciach ok. 800 V.
konstrukcja: pełna pentoda, a więc bardziej „nasycona” harmonicznymi niż tetrody strumieniowe.
Pierwsze wersje miały duże szklane bańki i brązowe podstawki, sygnowane „Mullard Made in Great Britain”.
Ich jakość i powtarzalność była legendarna a te lampy potrafiły pracować 10 000 godzin bez spadku emisji.
W latach 50. EL34 znalazła zastosowanie w europejskich wzmacniaczach hi-fi:
Leak TL50+, Quad II, Radford STA-25, Dynaco ST-70 (w wersjach europejskich),
oraz w sprzęcie telewizyjnym i radiowym.
Jednak prawdziwy przełom przyszedł z muzyką.
Pod koniec lat 50. Jim Marshall w Londynie zaczął budować wzmacniacze inspirowane amerykańskim Fenderem Bassmanem, ale zamiast amerykańskich 6L6 zastosował dostępne w Europie EL34.
Rezultat?
Brzmienie bardziej agresywne, nasycone, z naturalną kompresją i mocnym, „sprężystym” środkiem.  Tak narodził się Marshall JTM45, a potem Plexi, Super Lead, Major czyli brytyjski sound.
EL34 ma unikalną charakterystykę brzmieniową, którą natychmiast rozpoznasz:

Bas jest mięsisty, ale nie przesadzony; szybki i zwarty, średnica ciepła, organiczna, lekko wypchnięta do przodu, góra lekko zaokrąglona, ale pełna powietrza przy większym napięciu zaś wokale i gitary brzmią jak żywe.
To właśnie EL34 daje gitarze elektrycznej ten charakterystyczny brytyjski śpiew, nieco ziarnisty, ciepły, emocjonalny, lekko agresywny, ale zawsze muzyczny.
EL34 stała się standardem europejskim  podczas gdy w USA królowała 6L6.
Z nią pracowały wszystkie klasyczne Marshalle: Super Lead 100, JMP, JCM800.
To dźwięk:
Ritchie Blackmore’a,
Jimmiego Page’a,
Angusa Younga,
Davida Gilmoura (wczesny Pink Floyd),
Eddiego Van Halena (w pierwszych wzmacniaczach Plexi).
W tym czasie EL34 była produkowana przez:
Mullard (Blackburn)  uznawane do dziś za najlepsze,
Siemens / Telefunken / Valvo  niemieckie wersje o bardzo liniowym brzmieniu,
Tesla (Czechosłowacja)  niezwykle solidne konstrukcje,
RFT (NRD)  bardzo trwałe, surowsze brzmieniowo.
Zamknięcie fabryk Mullarda i Telefunkena w latach 80. niemal zakończyło produkcję EL34 w Europie lecz z pomocą przyszły jednak nowe fabryki z Europy wschodniej i Chin.
JJ Electronic (Słowacja) – produkcja klasycznych wersji z katodą tlenkową, bardzo muzykalnych.
Sovtek / Electro-Harmonix (Rosja) – popularne, wytrzymałe lampy gitarowe.
Shuguang i PSVANE (Chiny) – różne serie od budżetowych po high-end.
Tung-Sol Reissue i Genalex Gold Lion – najlepsze współczesne repliki Mullardów.
W audiofilskim świecie EL34 przeżyła renesans  dzięki wzmacniaczom takich marek jak Audio Note, Cayin, PrimaLuna, Leben, Line Magnetic, Fezz Audio.
Wzmacniacze te łączą duszę triody z mocą pentody, wykorzystując konfiguracje ultralinear, kompromis między mocą a barwą.
Współczesna EL34 nadal jest powszechnie używana.
Jej wszechstronność pozwala na pracę w trybie pentodowym (maksymalna moc), ultralinearnym (balans brzmienia i liniowości), triodowym (ciepły, analogowy dźwięk, ok. 10–12 W z pary).
W hi-fi EL34 ceni się za „lampowy charakter” – lekko złagodzony, z aksamitną średnicą i detaliczną górą.
W gitarze to wciąż święty Graal brzmienia rockowego i nawet współczesne cyfrowe symulacje próbują odtworzyć „kompresję EL34”.
EL34 to lampa o dwóch twarzach:
W hi-fi, delikatna, muzykalna, z pełnym, intymnym tonem zaś we wzmacniaczu  gitarowym, dzika, ekspresyjna, szorstka i pełna energii.
Jej duch to emocja i ekspresja, w przeciwieństwie do sterylnej precyzji 6550 czy potęgi KT88.
Jeśli 6L6 to czysty dźwięk Kalifornii, a KT88 to pałacowa orkiestra, to EL34 jest klubowym koncertem w Londynie, głośnym, dusznym i pełnym życia.
Tę krótką historię lamp kończę absolutną legendą czyli lampą przedwzmacniaczy, która w równym stopniu ukształtowała historię hi-fi, rocka i gitary elektrycznej.
Mowa oczywiście o 12AX7, znaną też w Europie jako ECC83.
Jest to mała podwójna trioda, która od lat 50. do dziś jest sercem większości wzmacniaczy lampowych świata.

O wzmacniaczu Silver Luna wykorzystującym te lampy przeczytasz – Silver Luna i Diamond 25 – świetny dźwięk w rozsądnym budżecie.

 12AX7 Philips/Mullard

Lampa 12AX7 (ECC83) została opracowana w 1946 roku przez Mullarda (brytyjski oddział koncernu Philipsa), a w 1947 wprowadzona do masowej produkcji.
Powstała jako część nowej generacji miniaturowych lamp z serii 12A7 z uniwersalnym żarzeniem 12,6 V lub 6,3 V.
Jej celem było zastąpienie większych triod używanych dotąd w torach wzmocnienia sygnału przy zachowaniu wysokiego wzmocnienia i niskich szumów.
W efekcie powstała mała, tania, cicha, trwała i niezwykle muzykalna trioda, o najwyższym współczynniku wzmocnienia w swojej klasie.
12AX7 to podwójna trioda małej mocy czyli w jednej bańce znajdują się dwa identyczne systemy wzmacniające.
Dzięki temu mogła wzmacniać sygnał w dwóch stopniach (np. wejście i faza inwertera) w jednym elemencie  co rewolucyjnie uprościło konstrukcje wzmacniaczy.
To czyniło z niej lampę idealną do wstępnych stopni napięciowych, gdzie liczy się nie moc, a czystość i precyzja sygnału.
W początkowych latach 12AX7 trafiała do wszystkiego, od radioodbiorników hi-fi, przez gramofony, po pierwsze wzmacniacze domowe.
Firmy takie jak Fisher, McIntosh, Marantz, Leak, Quad, Dynaco czy Telefunken używały jej w torach wejściowych i korektorach RIAA.
Właśnie wtedy ECC83 stała się synonimem czystości i muzykalności, szczególnie w połączeniu z lampami mocy EL34, KT66 czy 6L6.
Połowa lat 60 i 70 to czas, gdy 12AX7 trafiła do serca gitarowych Marshalli, Fenderów i Voxów i tym samym zdefiniowała brzmienie rocka.
Fender Bassman, Twin Reverb, Deluxe Reverb  tu ECC83 dawała klarowny, ciepły clean z subtelną kompresją.
Marshall JTM45, Plexi, Super Lead  to właśnie 12AX7 w preampie odpowiadała za legendarny „British Crunch”.
Vox AC30  chrypiący, harmoniczny ton, zbudowany na interakcji ECC83 i EL84.
Z czasem gitarzyści odkryli, że różne wersje ECC83 brzmią różnie:
Telefunken klarowna i szybka, Mullard – ciepła i aksamitna, RCA – śpiewna i organiczna, Tung-Sol dynamiczna i „amerykańska”.
W każdym z tych wzmacniaczy to 12AX7/ECC83 była pierwszym ogniwem toru dźwięku  i to ona nadawała mu charakter.
W latach 80 gdy tranzystory opanowały świat audio, produkcja lamp gwałtownie spadła.
Jednak gitarzyści i audiofile nigdy nie przestali ich używać  i to właśnie ECC83 przetrwała tam, gdzie inne lampy zniknęły.
Firmy takie jak Sovtek, Ei (Jugosławia), Tesla, a potem JJ Electronic (Słowacja) i Shuguang (Chiny) przejęły produkcję.
W latach 90. powstała też reedycja legendarnych marek takich jak Mullard, Tung-Sol, Genalex Gold Lion  pod auspicjami New Sensor Corporation (Mike Matthews / Electro-Harmonix).
Dla branży gitarowej i audio 12AX7 stała się niezastąpionym standardem i do dziś każdy Marshall, Mesa Boogie, Orange czy Peavey ma ich kilka sztuk w preampie.
Brzmienie 12AX7 zależy od wersji, ale jej typowe cechy to ciepła, nasycona średnica i lekko zaokrąglona góra.
Niski szum czyni ją idealną do przedwzmacniaczy gramofonowych i mikrofonowych.

To właśnie dzięki 12AX7 gitarzyści otrzymali przester z charakterem, bogaty w harmoniczne parzyste, miękki i organiczny.
Dziś żaden cyfrowy plugin nie potrafi w pełni go zastąpić.
Rodzina 12AX7 ma wiele wariantów:
ECC83 – wersja europejska (Mullard, Telefunken, Philips).
7025 – wersja niskoszumowa do zastosowań studyjnych i hi-fi.
12AX7LPS – wersje „long plate”, o bardziej detalicznym brzmieniu.
ECC83S (JJ) – nowoczesna wersja o dynamicznym, „rockowym” charakterze.
Każda z nich ma nieco inny ton, ale wszystkie opierają się na tym samym duchu, czystym, liniowym wzmocnieniu z muzycznym dotykiem.
Dziś 12AX7/ECC83 jest produkowana przez dziesiątki firm na całym świecie:
JJ Electronic (Słowacja) są dynamiczne, niezawodne.
Electro-Harmonix / Tung-Sol / Mullard (Rosja / New Sensor) – szeroka gama brzmień.
PSVANE, LinLai (Chiny) to wersje klasy premium, ciepłe i gładkie.
Genalex Gold Lion czyli  high-endowy wariant o wyjątkowej czystości.
Takatsuki (Japonia) – ręcznie robione egzemplarze referencyjne (niszowe i kosztowne).
W praktyce niemal każdy wzmacniacz lampowy od gitarowego po audiofilski , ma choć jedną ECC83 w środku.
12AX7 to lampa, która łączy dwa światy:
Świat precyzyjnego hi-fi  jako najczystszy stopień napięciowy.
Świat ekspresyjnego rocka  jako źródło ciepłego, nasyconego przesteru.
Bez niej nie byłoby:
brzmienia Jimiego Hendrixa,
bluesowego tonu B.B. Kinga,
„cruncha” AC/DC,

O tym jak dobrać lampy do własnych preferencji brzmieniowych przeczytasz – Zamienniki lamp do “Silver Luny”

Kiedy “świecącą bańkę”  zamieniono na krzem.

Gdy w latach 50. pojawił się tranzystor germanowy, a dekadę później krzemowy, wielu uznało, że to koniec ery lamp elektronowych.
Nowe urządzenia były tańsze, mniejsze, chłodniejsze i bardziej niezawodne.
Nie potrzebowały żarzenia, nie wymagały napięć setek woltów, można je było zamknąć w małym pudełku  radia tranzystorowego  mieszczącego się w kieszeni.
Wzmacniacze lampowe  wielkie, ciężkie emitujące ciepło jak kaloryfery  nagle wydawały się reliktami przeszłości.
W latach 60. i 70. inżynierowie, tacy jak Bob Widlar w firmie National Semiconductor, tworzyli pierwsze scalone wzmacniacze operacyjne, które stały się podstawą ówczesnego hi-fi i przemysłu audio.
Świat pokochał czystość tranzystorów BJT, potem MOSFET, a następnie końcówki mocy w klasie AB, które dawały dziesiątki, a potem setki watów bez lamp, bez żarzenia….. bez romantyzmu.
To była era precyzji, parametrów, pomiarów.
Dźwięk miał być liniowy, bez zniekształceń, bez szumów, „naukowo czysty”.
W laboratoriach wygrywały tranzystory  ale wielu słuchaczy czuło, że czegoś w takim przekazie zabrakło: ciepła, miękkości, oddechu, powietrza.
Kolejna rewolucja przyszła w latach 90., gdy do audio wkroczyły wzmacniacze klasy D ( nie mylić z „cyfrowymi choć tak je często nazywano).
Zamiast wzmacniać sygnał w sposób liniowy, klasa D przetwarzała go w szybko przełączające się impulsy, filtrowane na końcu w celu odtworzenia dźwięku.
Efekt?
Wzmacniacze o sprawności 90–95%, lekkie, zimne, mieszczące się w dłoni, zdolne zasilać całe kolumny koncertowe.
To triumf technologii a zarazem moment, w którym dźwięk stał się algorytmem.
Klasa D była doskonała w pomiarach, neutralna, szybka.
Idealna do zastosowania jako wzmacniacze sceniczne, estradowe, końcówki mocy do systemów nagłośnienia kin.
Ale dla wielu melomanów były nieakceptowalne bo według nich, pozbawiona duszy.
Gdzieś między bitami i filtrami zniknął ten lekki trzask włókna, to organiczne „życie” dźwięku.
A jednak – lampy nie umarły.
Nie znikły jak taśmy magnetofonowe czy kasety VHS.
Przetrwały w niszy, która z czasem znów zaczęła rosnąć.
W high-endowym audio, w studiach nagraniowych, w gitarowych wzmacniaczach, lampy wróciły jako symbol autentyczności.
Nie po to, by rywalizować z tranzystorem, ale by przypominać, że muzyka to emocja, nie wykres.
W świecie, gdzie sygnał jest czysty, ale zimny, gdzie wszystko można poprawić procesorem DSP i sztuczną inteligencją (AI), dźwięk lampy wciąż mówi ludzkim językiem.
Dziś, w XXI wieku, żyjemy w epoce hybryd.
Lampy współpracują z tranzystorami, klasa D z lampowym preampem, cyfrowe przetworniki z analogowym sercem.
Granice się zatarły ale idea lampy trwa.
Bo to nie tylko technologia to ciepło, które można usłyszeć i poczuć.
Światło, które trzeba zobaczyć, zanim zabrzmi dźwięk.
Bo choć krzem przejął władzę, to “żar” wciąż króluje w sercach.
A w ciemności wciąż tli się to samo pomarańczowe światło.
Światło lampy, która zaczęła wszystko.
Tranzystory przemijają, formaty się zmieniają, pliki przychodzą i odchodzą.
A lampy wciąż świecą.
Nie dlatego, że są doskonalsze, lecz dlatego, że są ludzkie.
Ich żar to nie tylko energia – to puls emocji.
Dopóki żarzy się katoda 300B, a 12AX7 wibruje w rytmie struny
dopóty muzyka będzie miała twarz człowieka.
Bo lampy nie są tylko starą, przebrzmiałą techniką.
Są światłem, które gra.

 

text i zdjęcia R Bajkowski

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *