Jeśli mieszkasz w Warszawie lub ją odwiedzasz.
Jeśli do tego jesteś miłośnikiem muzyki odgrywanej z winylowych płyt.
Powinieneś odwiedzić pewne “magiczne” miejsce.
Idź na ulicę Świętokrzyską i udaj się nią w kierunku Tamki.
Mijając skrzyżowanie z ulicą Nowy Świat, gdzie kiedyś był sklep “Polskich Nagrań”, dojdziesz do ul.Kopernika i znajdziesz się w “winylowym Trójkącie Warszawy”.
W niedużej odległości od siebie, znajduje się kilka sklepów i antykwariatów z płytami gramofonowymi.
Jeden z nich jest miejscem specjalnym.
Sklep płytowy Artreco schowany niepozornie wewnątrz kamienicy przy ulicy Kopernika 30.
Jest to sklep z Japońskimi winylami prowadzony przez Mieczysława Stocha.
Jeśli chodzi o to co tu znajdziecie to mogę powiedzieć jedno:
Klasyka i jazz, rock i pop ale w wydaniach i jakości której ciężko szukać gdziekolwiek indziej.
Właściwie każda płyta, którą wyciągniecie z półek gwarantuje więcej niż przyzwoitą jakość.
Do tego Mieczysław Stoch to kolekcjoner i pasjonat czarnych krążków, posiadający jedną z największych kolekcji w Polsce.
Nazwisko coś wam mówi?
Tak to “ten” STOCH.
Mieczysław jest wujkiem Kamila Stocha, skoczka narciarskiego.
Polecam ten sklep z czystym sumieniem.
Jeśli chodzi o muzykę klasyczną to chyba jedyny sklep płytowy w Warszawie z tak kompetentnym sprzedawcą ale i świetnymi wydaniami klasyków.
Tak samo jest w przypadku jazzu.
Zresztą, sprawdźcie sami.
Postanowiłem z Mieczysławem Stochem uciąć sobie krótką pogawędkę o japońskich winylach.
R.B Jaka była twoja pierwsza inicjacja muzyczna?
MS.
Jestem z Podhala więc moje korzenie to góralszczyzna, i cała ta kultura.
Kiedy byliśmy jeszcze małymi chłopakami, byliśmy z bratem ministrantami.
Bo przecież Podhale zawsze było blisko Boga.
U nas wszyscy śpiewali, czy na święta przy wigilijnym stole, na weselach czy w kościele.
Może dlatego górale są tak bardzo umuzykalnieni.
Więc mój pierwszy kontakt z muzyką to muzyka sakralna i cały góralski folklor.
Jak zaczęła się twoja przygoda z winylami?
Wszystko zaczęło się od radia.
Radio to było jedno z podstawowych źródeł naszych inspiracji muzycznych.
Słuchałeś jednego, drugiego wykonawcy.
Pamiętam jak dostaliśmy z bratem magnetofon Grundig i można coś było nagrać.
Słuchaliśmy wtedy głównie tego co było w radiu.
Sława Przybylska, Irena Santor, Jerzy Połomski, Łucja Prus.
Pojawiła się Ewa Demarczyk z ambitnym repertuarem, Marek Grechuta Niemen, i tak dalej.
Dopiero potem był gramofon i płyty.
Na końcu była muzyka klasyczna.
My z bratem zaczynaliśmy słuchanie klasyki od baroku, od Corellego.
Od jego “Concerto Grosso”.
Od tego bym radził wszystkim rozpoczynać słuchanie klasyki.
Barok i polifonia.
No tak, przecież w twojej kolekcji z muzyką poważną są niebywałe płyty w różnych interpretacjach.
Klasyka zawsze pozostanie klasyką
Zmieniają się mody np. w muzyce popularnej od Beatlesów po Metallicę ale klasyka pozostaje niezmienna.
To jest jak z frakiem.
Jest synonimem klasycznej elegancji, i kultury.
On się nie zmienia, pozostaje taki sam od kilku wieków.
Poza tym w klasyce jest jednak najwięcej prawdziwej muzyki.
Wracając do płyt, to czy własnie wtedy zaczęliście z bratem budować jakąś kolekcję?
Wtedy trochę z bratem pracowaliśmy latem i udało się odłożyć parę groszy by jakieś ciekawe płyty kupić.
W tamtych czasach (lata 70-te) płyty były drogie.
Polskie płyty kosztowały 80 zł, za zachodnie trzeba było zapłacić całą pensję.
Ale wszystko zaczęło się naprawdę wtedy kiedy wszyscy zaczęli je wyrzucać.
Przesiadali się na CD.
Ja się nigdy na “cyfrę” nie przestawiłem i w związku z tym po latach dzisiaj mam jedną z największych kolekcji płyt gramofonowych.
W Polsce chyba największą bo liczy ponad 35 000 płyt.
Czyli rozumiem że, wtedy gdy był odwrót od płyt winylowych ty zacząłeś je naprawdę kolekcjonować.
Dokładnie, to było wtedy gdy wszyscy zaczęli się ich pozbywać.
Ja nigdy nie lubiłem brzmienia muzyki z “compaktu”.
Ten rodzaj dźwięku wydawał mi się nieprawdziwy, nie mogłem go słuchać.
Po dłuższym słuchaniu bolała mnie głowa.
Pomyślałem wtedy, że coś jest ze mną nie tak.
Że, chyba jestem kompletnie nienormalny. (śmiech)
Zacząłem się coraz bardziej nad tym zastanawiać, zgłębiać temat.
I tak dowiedziałem się różnych ciekawych rzeczy, które pośrednio dały mi odpowiedź dlaczego nie lubię kompaktów.
Na przykład to, że zapis cyfrowy nie ma pełnego pasma bo tym jak jest dźwięk zapisywany rządzą algorytmy matematyczne.
Że, ten zapis jest kompletnie różny od zapisu analogowego.
Że, to nie jest ciągła fala czy sygnał tylko jego próbka o określonej wartości w funkcji czasu.
Wreszcie, że płyty CD mogą z czasem się utleniać bo powierzchnia odbijająca promień lasera jest zrobiona z napylonych związków srebra itd.
Więc może być tak, że po prostu po jakimś czasie przestaną grać.
Wtedy pomyślałem sobie, że może jednak nie jestem takim kompletnym wariatem i odmieńcem, tylko po prostu wyczuwam w tych rejestracjach analogowych jakąś naturalność, której brakuje nagraniom cyfrowym.
I wiesz co?
Dopiero wtedy zauważyłem ogromną wartość płyt gramofonowych.
No właśnie, mija 30 lat od czasów gdy płyty CD wyparły ze sklepów winyl.
A on znowu wraca.
Przez te 30 lat nie było praktycznie mowy o winylach.
Dopiero teraz zaczyna się powrót do analogów.
Wyobraź sobie, że to była przecież cała ogromna branża.
Ludzie od nacinania matryc, od masteringu, wszyscy specjaliści od nagrań, tłoczni itp.
30 lat to jest jedno pokolenie fachowców, które po prostu zniknęło.
Już nie ma takich specjalistów i dla tej branży do tego by robić płyty winylowe, trzeba ich na powrót uczyć tego fachu.
Tym bardziej utwierdza mnie to w przekonaniu co do wartości czarnych krążków.
Twoja kolekcja 35 tysięcy płyt to doprawdy ogrom , niejedna biblioteka publiczna nie ma takiej ilości książek jak ty winyli. Jakiej metodologii używasz by to jakoś posegregować?
No więc układam je tematycznie.
Na przykład w muzyce poważnej jest szkoła Czeska, szkoła Polska, szkoła Węgierska, Włoska i w tym mam konkretne wykonania, konkretnych kompozytorów.
Wiec układam to według kryteriów tematycznych.
No chyba, że jest jakaś słynna wytwórnia np. Decca to wtedy wsadzam jakieś szczególne płyty do tej kategorii.
Tak samo jak potrzebuję porównać jakieś wykonania koncertów skrzypcowych to tworzę sobie dodatkowy zbiór i hop, wrzucam wtedy do tej przegródki wszystkie płyty, które mnie interesują.
Wtedy wiesz, masz to jakoś tematycznie poukładane i jest jakaś narracja.
Masz w Warszawie fajny sklep z płytami.
Moje pytanie skąd pomysł na sklep i dlaczego z japońskimi winylami?
To wynika z tego, że ja swego czasu długo mieszkałem w Japonii.
Znam japoński więc pozyskanie z tamtego rynku płyt jest dla mnie o wiele łatwiejsze niż komuś kto nie mówi w tym języku.
Geneza jest taka, że miałem wtedy gdy tam mieszkałem, znajomego który miał duży sklep z płytami.
Niestety jego biznes padł i został bardzo poważny magazyn winyli.
Szkoda mi było by to się zmarnowało.
Dogadałem się z nim i od tego rozpocząłem.
Ale mój sklep jest trochę nietypowy.
Chociaż jego prowadzenie wiąże się z pewnymi ograniczeniami bo jesteś cały dzień w sklepie, ma i swoje “plusy dodatnie”, cytując klasyka .(śmiech)
Mój sklep jest trochę sklepem ale też trochę takim salonem w staromodnym znaczeniu.
Przychodzą fajni ludzie, żeby pogadać, wypić zieloną herbatkę, posłuchać muzyki.
Nie zawsze muszą coś kupić.
Czasami pytają o jakieś wydawnictwa, płyty, utwory, których aktualnie nie mam lub się z nimi nie spotkałem.
To daje mi dodatkową inspirację by się czegoś dowiedzieć, coś poszperać.
Do tego to, że czasami występuję w radio motywuje mnie by się rozwijać, by wykorzystać moje płytowe zasoby, wiedzę oraz to co daje sklep.
Co też, powiem ci jest bardzo fajne.
Czyli znalazłeś fajny sposób na życie.
Łączysz pasję do słuchania muzyki z działalnością, która pozwala ci żyć.
Zazdroszczę.
Tak.
To jest cud.
Jak na razie to jest cud.
Tylko rewolucyjne pytanie?
Do kiedy ten cud będzie trwał ? ( śmiech)
Pewnie dopóty dopóki ludzie będą kupować winyle.
Sądząc po rynku na którym sprzedaż winyli i CD się zrównała, perspektywy masz dobre.
Winyl z powrotem wraca do łask.
Wraca.
Wraca ale te współczesne winyle w większości są robione z cyfrowych nie analogowych matryc.
Jak by tak wrócili do nacinania nie z cyfrowych tylko analogowych masterów to było by coś.
Niestety kiedy tak będzie, nie wiem.
Widzę, że masz tu w sklepie wzmacniacz lampowy od Podlaskiego Fezza i dosyć oldskoolowe kolumny.
Dla ciebie bardziej istotne jest to czego słuchasz czy na czym słuchasz?
Wiesz, teraz to chyba wszystko jest dla mnie ważne.
Kiedyś było istotne co słucham, bo rozumiesz, wyobraźnia, wrażliwość to wszystko jest straszliwie ważne.
Ale jak już masz troszkę więcej lat i doświadczenia, jesteś osłuchany w przeciwieństwie do dawnych czasów kiedy człowiek nie miał dobrego sprzętu audio.
Wtedy chcesz mieć także dobry dźwięk.
Właśnie.
Dzięki Maćkowi Lachowskiemu z Fezza, dzięki temu, że co jakiś czas podsyła mi do słuchania któryś ze swoich wzmacniaczy to mam też dużo radości z porównywania ich brzmienia, urozmaicenia tego naszego sklepowo – salonowego, grania.
Tak że Maćku, bardzo dziękuję.
Co do kolumn to są Duńskie konstrukcje z końca lat 60 -tych.
To chyba twoje równolatki. (śmiech)
Kiedyś chyba wszystko do słuchania było dostrajane do winyla do jego brzmienia specyfiki grania do lampowych wzmacniaczy.
Dzisiaj odnoszę wrażenie większość sprzętu jest dostrajana do cyfrowych źródeł dźwięku i być może tu jest przyczyna tego, że niektóre współczesne sprzęty źle grają z winylami.
Czyli wychodzi na to, że winylowy wintage trzeba dostrajać ze sprzętowym wintage’m.
Mieczysław, wracając do Japońskich winyli wielu fanów płyt gramofonowych szuka japońskich wydań które nie ma co mówić, są relatywnie drogie.
Możesz krótko opowiedzieć co jest w nich wyjątkowego?
Na początek obalmy mity.
Nie wszystkie japońskie tłoczenia są lepsze od oryginałów z USA czy Anglii.
Na przykład jazz, ten z epoki zdecydowanie brzmi lepiej z amerykańskich winyli, no ale zdobądź w dobrym stanie amerykańskie na przykład pierwsze tłoczenie Milesa z Blue Note?
Druga sprawa w USA używali bardzo ciężkich wkładek w tamtym okresie, więc stosunkowo szybko “zajeżdżali ” płyty.
Perfekcyjny stan pierwszych oryginalnych tłoczeń z tamtego okresu to koszt 2 -3 000 $.
Więc przeraźliwie drogo.
Natomiast japońskie tłoczenia robiono na najlepszym granulacie tzw. pure winyl, który zapewniał doskonałą jakość odtwarzania.
Poza nimi chyba nikt tak nie robił.
To takie Japońskie zamiłowanie do perfekcji.
Często pozostałości po niesprzedanych nakładach płyt po prostu mielono i powtórnie używano do tłoczenia.
W Japonii, nigdy.
Dużo starszych wydań japońskich było robionych z oryginalnych matryc np. Decca wysyłała swoje matryce a Japończycy płyty tylko tłoczyli.
Do tego ten rynek był zamknięty.
To znaczy oni ani nie mogli eksportować swoich płyt poza Japonię, ani importować z poza Japonii.
Dlatego w Japonii zazwyczaj były niskie nakłady poszczególnych płyt.
W USA, w Niemczech tłoczono z jednej matrycy nierzadko i ponad 10 000 płyt to w Japonii były to 2 – 3 000, więc jakościowo to były bardzo dobre tłoczenia.
Czasami problem zaczynał się gdy nacinali swoje matryce.
Japończycy mają jakąś specyficzną inklinację do wysokich tonów.
Stąd ich płyty brzmią nieco wyżej, bardziej płasko.
Więc jeśli ktoś lubi dobrze odtworzone wysokie tony to będzie mu to odpowiadało jeśli lubi mocniejszy bas to bardziej będą mu odpowiadały np. wydania z USA.
Za to przestrzeń na japońskich wydaniach jest fenomenalna.
Może przez to, że tak bardzo starali się idealnie oddać te wysokie tony, które w dużej mierze odpowiadają za efekty kierunkowe i przestrzenne dźwięku.
No i Japończycy to zapracowani ludzie.
Kupowali płyty ale nie mieli za dużo czasu by ich słuchać.
Dlatego japońskie winyle są w relatywnie niezłym stanie technicznym.
Po prostu nie trzeszczą.
Ostatnie pytanie.
Co byś poradził wszystkim, którzy zaczynają swoją przygodę z winylem .
Jak powinni rozpocząć budowanie swoich kolekcji?
Bardzo prosto.
Niech zbierają po prostu to co im się podoba.
Niech nie patrzą co jest w modzie, na to co jest w cenie.
A jak już zaczną zbierać to co im się podoba to na pewno dojdą do jakiś bardziej szczegółowych spraw typu pierwsze tłoczenia, konkretne interpretacje itd.
Ale najważniejsze żeby zacząć zbieranie od tego czego lubi się słuchać.
Dziękuję za rozmowę.
Tekst i Zdjęcia R Bajkowski
Adres sklepu Mieczysława Stocha.
Kopernika 30 Warszawa
Tel: 509 825 058
skoro jesteśmy przy tak wysokim poziomie merytorycznym, to precyzyjnie rzecz ujmując Mieczysław jest stryjem kamila (bratem Ojca) a nie wujkiem (bratem siostry)
🙂
pozdrowienia dla Autora i Mieczysława.
gk (częsty bywalec salonu żałujący, że nie może tam bywać jeszcze częściej i kupować jeszcze więcej).
ps. rada dla planujących odwiedziny – nie krępujcie się zadawać pytań; mogą być zarzewiem wielu fascynujących rozmów. wiedza o – szczególnie – tzw. muzyce klasycznej jest po prostu imponująca, a Mieczysław nie ma oporów by się nią dzielić.
To prawda. Prawidłowa forma to stryjek a nie wujek. Lecz potocznie zwykliśmy mówić wujku na braci naszych mam i ojców. Miło że wpadłeś przeczytać wywiad do mojego bloga.
cała przyjemność… itd. po mojej stronie.
pozdrawiam
grzegorz