Winylowe reedycje – czy warto kupować?

Renesans płyt winylowych powoduje, że wiele wytwórni postanowiło wydawać reedycje swoich najbardziej znanych czy nawet legendarnych albumów płytowych.

Płyt z epoki jest na rynku coraz mniej a wśród nich jest wiele tytułów bardzo poszukiwanych zarówno przez kolekcjonerów jak i melomanów.     Dostępność to jeden z problemów, drugi to jakość tych, które już gdzieś się pojawiają.    Zazwyczaj pierwsze wydania najbardziej pożądane przez kolekcjonerów są zarówno drogie jak i rzadko kiedy występują w idealnych stanach i to zarówno jeśli chodzi o jakość okładki jak i samej płyty.   Zatem jakimś rozwiązaniem jest poszukanie reedycji takiej płyty.  Tylko, która z nich to płyta brzmiąca na miarę pierwowzoru i ile w tych reedycjach jest nazwijmy to „koszerności”?  Wokół edycji i kolejnych wznowień płyt na winylu narosły legendy o tym, że te nowe do niczego się nie nadają albo, że brzmią słabo. Najczęstszym argumentem jest ten, iż współczesne reedycje są wykonywane nie z analogowych taśm matek tylko plików cyfrowych.  Niektórzy mówią, że brzmią jak MP3. Temat jest naprawdę obszerny i pewnie można by o tym napisać książkę ale w tym krótkim felietonie ja ograniczę się tylko do swoich doświadczeń z reedycjami.

 

Jak jest naprawdę?

Cóż jak we wszystkich mitach jest i w tym nieco prawdy.   Mit – czy to prawda, że wszystkie reedycje wykorzystują cyfrowy nośnik danych jako bazę do wykonania matryc, niektórzy twierdzą, że są to pliki MP3?  Tak to poniekąd prawda, do wykonania większości współczesnych reedycji wykorzystuje się gęste pliki cyfrowe zazwyczaj  24bitowe z próbkowaniem pomiędzy 88 a 192khz nie zaś jak to miało miejsce w latach 60 tych czy 70 tych, taśmy magnetyczne.   Choć na przykład rosyjska oficyna DOL często korzystała ze zwykłych plików cyfrowych o jakości płyty CD ale o tym później.  Prawdą jest również to, że nawet duże i zasłużone wytwórnie płytowe jak Columbia czy Blue Note (dzisiaj reprezentowany przez Universal Music) obecnie mają wszystkie swoje archiwa muzyczne całkowicie zdigitalizowane oczywiście nadal przechowując oryginalne taśmy magnetyczne jednak praktycznie nie korzystają już z nich w celach masteringowych.  Zazwyczaj używają do tego przepisanych do domeny cyfrowej plików DSD (standard powszechnie stosowany w studiach nagraniowych)  bo daje najlepszą jakość cyfrową z ponad 60-cio krotnie większą rozdzielczością i lepszą dynamiką niż typowe CD. Są oczywiście wydawnictwa audiofilskie, które starają się jeśli to możliwe używać oryginalnych masterów analogowych ale tak dzieje już coraz rzadziej z uwagi na coraz mniejszą dostępność i czasami dużą degradację jakościową oryginalnych taśm.  Cała zaś sztuka dobrze brzmiącego winyla polega na odpowiednim masteringu i przygotowaniu matryc oczywiście przy założeniu, że dysponuje się najwyższą możliwą jakością materiału źródłowego.

Podam kilka przykładów reedycji wydawanych przez różnych wydawców a dotyczących relatywnie starych nagrań gównie jazzowych.

DOL – Vinylogy Rosja

seria Aniversary Collection złożona z najwybitniejszych płyt z muzyką jazzową od lat 50 tych do lat 70 tych zazwyczaj wydawana na niebieskim winylu. To stosunkowo tanie reedycje wydawane na nieźle wytłoczonym 180 g winylu lecz niestety opinie na forach i internecie na temat tych tłoczeń są raczej słabe. Zarzuca się im, że brzmią jak pliki cyfrowe lub jak zwykłe CD, zaś nagrania są suche i pozbawione przestrzeni.   W mojej opinii częściowo jest to prawda, bo rzeczywiście charakteryzują się  pewnym rodzajem septyki i dosyć technicznego brzmienia.    Sądzę, że bierze się to z tego  iż materiały źródłowe (mastery)  pozyskiwano z publicznych domen i częściowo były to jak można przypuszczać po prostu płyty CD.  Czasami zapewne używali gęstych plików cyfrowych jeśli mieli dostęp do takowych. Zapewne nie dysponowali materiałami udostępnianymi przez właścicieli nagrań czyli nie pozyskali „masterów” od legalnych wytwórni i dlatego też w sumie można by wszystkie ich wydawnictwa nazwać piratami. Rosja nie uznaje międzynarodowych regulacji w zakresie ochrony praw autorskich i w świetle ich prawa wydawnictwa na tamtym rynku są legalnie. Ot taka kultura.  Mam trzy płyty tej wytwórni i prezentują raczej przeciętną jakość nie tyle tłoczenia co samych nagrań. Brakuje w nich specyficznej analogowej miękkości i przestrzeni ale ogólnie nie są to tłoczenia tak złe jak można by sądzić po opiniach internetowych.  Na przykład moje wydanie Mingusa czy Coltrane brzmi całkiem przyzwoicie  biorąc pod uwagę wszystkie mankamenty tego wydawnictwa i zważywszy na popularne nieaudiofilskie tłoczenie.   Nagrania zachowują dosyć dobrą separację, niski szum oraz zadowalającą jakość ale brak jest tu tej charakterystycznej analogowej sygnatury.  Biorąc jednak pod uwagę to, że większość oryginalnych  albumów wydanych w reedycji  przez DOL jest obecnie trudno dostępna lub pojedyncze egzemplarze z epoki kosztują majątek, dla przeciętnego słuchacza bez ambicji audiofilskich reedycje DOL są ciekawą alternatywą. Trzeba jednak mieć świadomość, że wydania te w świetle prawa choćby amerykańskiego są obarczone niejasną kwestią legalności.

 

 

 

 

Blue Note – Classic Vinyl

Seria reedycji z roku 2019 najlepszych albumów wytwórni wielce zasłużonej dla propagowania jazzu wydanych z okazji 80 rocznicy powstania Blue Note. Dużą część pierwotnych nagrań wykonał Rudy Van Gelder w swoim studio w Engelwood Cliffs co gwarantuje świetny materiał wyjściowy. Remasteringu większości albumów z tej serii podjał się Kevin Gray i zrobił to w domenie analogowej z oryginalnych taśm-matek ale przy częściowym wykorzystaniu cyfrowych narzędzi a europejskie tłoczenia wykonuje firma Optimal Media GmbH w Niemczech i GZ Media w Czechach.

Wyszły trzy podstawowe serie:

Seria Tone Poet – tłoczona w USA

Seria 80 Vinyl + Classic Vinyl tłoczona w Europie.

Wszystkie płyty jakimi dysponuję w tej serii brzmią naprawdę bardzo dobrze. Trzeba również przyznać, że Blue Note bardzo dbał o aspekt jakościowy swoich nagrań od początku swojej działalności. Na uwagę zasługują szczególnie te, które pierwotnie wyszły z pod ręki Van Geldera. W procesie remasteringu poza tym, że je ustereofoniczniono nie straciły nic ze swego analogowego smaku. Słychać, że nieco wyczyszczono je z oryginalnego szumu oraz polepszono brzmienie w najwyższych rejestrach lecz obraz muzyczny pozostał taki sam. Płyty godne polecenia jednak warto zwrócić uwagę czy posiadają sygnowanie remasteringu przez Kevina Graya lub Bernie Grundmana.   Mój album  Sama Riversa jest bardzo ładnie wydany w postaci gatefolda i brzmi zadziwiająco dobrze.

 

 

MOV – Music on Vinyl

Holenderska oficyna stawiająca sobie za cel jak najwyższą jakość tłoczenia,wydająca bardzo różnorodną muzykę od jazzu po rock i POP .

Korzystają z możliwości starej fabryki winyli Record Industry z siedzibą w Haarlem w Holandii należącej kiedyś do Sony. Record Industry jest znane na całym świecie ze swoich wysokich standardów jakości oraz umiejętności i wiedzy fachowców z 40 letnim doświadczeniem w branży, zajmujących się masteringiem i przygotowaniem matryc. Na ich stronie można zobaczyć cały proces powstawania płyt – Jak Powstaje Muzyka na Płycie?

Płyta Miles in Tokyo nagrana w 1964 roku i wydana po raz pierwszy tylko w Japonii  została przygotowana przez wytwórnię bardzo pieczołowicie. Tłoczenie na 180g winylu gdzie wykorzystano bardzo dobrej jakości granulat dający w konsekwencji niezwykle niski szum płyty. Jakość nagrania jest naprawdę bardzo dobra. Z informacji jaką znalazłem w internecie potwierdzoną przez Marka Klinkhamera z MOV  wszystkie  albumy Milesa Davisa jakie wydali są remasterowane ze źródła analogowego pod nadzorem wielokrotnego zdobywcy nagrody Grammy, Steve’a Berkowitza.  I zapewniam, że jest to bez wątpienia takie brzmienie jakiego oczekuje się po analogu.  Świetna dynamika doskonała separacja, brzmienie ciepłe z dużym napowietrzeniem sceny oraz bez ostrości za to z piękną fakturą wszystkich instrumentów.    To wytwórnia jak najbardziej godna polecenia właśnie ze względu na wysoką jakość tłoczenia.

Polskie Nagrania – seria Polish Jazz

Seria jednej z najlepszych edycji płyt gramofonowych wydawanych onegdaj przez Polskie Nagrania przez bodaj 30 lat.  W latach 2016 -2020 gdy właścicielem archiwum Polskich Nagrań był Warner Bros postanowiono reanimować tą zacną serię wydawniczą i po poddaniu ich remasteringowi wydać powtórnie. Za remastering odpowiedzialny był  Jacek  Gawłowski, który moim zdaniem wykonał swoją robotę bardzo przyzwoicie wykorzystując oryginalne taśmy analogowe które zostały zgrane do domeny cyfrowej jako hi-res i tam poddane obróbce a następnie z powrotem z dużym pietyzmem przeniesione na analogową matrycę. W przypadku płyty Komeda Astigmatic zdecydowanie poprawiła się jakość nagrań w stosunku do pierwowzoru (który mam w wersji mono) brzmiącego nieco sucho i raczej chłodno niż ciepło. Wersja zremasterowana jest nieco głośniejsza i wydaje się być bardziej zwarta i zrównoważona tonalnie może troszkę kosztem utraty powietrza w przestrzeni sceny co jednak nie pogorszyło ogólnego odbioru muzyki. zresztą ciekawie na ten temat opowiada sam autor remasteringu – „po przeniesieniu do domeny cyfrowej Załóżmy, że to jest Astigmatic Komedy – w tym przypadku broń Boże, nie będę chciał niczego zmieniać. Nikomu nie wolno się do tego wtrącać, nie wolno wyrównywać piano i forte. Ludzie pamiętają to wydarzenie z płyt i taśm i trzeba im zaserwować to w takiej samej formie, poprawiając błędy. Bo na tych taśmach są błędy. I nie chodzi o trzaski, czy przerwy, to oczywiście trzeba usunąć. Ale zdarza się tak, że utwory 2, 3 i 4 są za ciche i zawsze były za ciche. Albo utwór jest za jasny, albo za ciemny, albo te mają dół, a inne nie mają. Robimy wtedy minimalną korektę w środowisku cyfrowym korygując te zmiany. Ale wszystko w minimalnym zakresie i aby zachować konsystencję wszystkich utworów”*. –   To jeden z przykładów gdzie niedoskonałości pierwotnego nagrania udało się poprawić bez uszczerbku dla całości tak samo zresztą jak w przypadku płyty Czesława Bartkowskiego, która moim zdaniem zyskała właśnie na czystości i przestrzennym wymiarze nie tracąc nic ze swojego analogowego ciepłego wymiaru w wersji remasterowanej.

 

Na koniec jeszcze wspomnę o świetnej oficynie z Niemiec – Bernhard Mikulski (ZYX), którą założył były dyrektor zarządzający niemieckiego oddziału CBS -Bernhard Mikulski. Niektórzy mogą kojarzyć jego wytwórnię ZYX z propagowania italo disco ale w latach osiemdziesiątych i początku dziewięcdziesiątych wydawał dużą ilość reedycji całkiem przyzwoitych jakościowo albumów z klasyką jazzu bowiem miał po prostu dojście do katalogu wielu amerykańskich wytwórni z Prestige czy Riverside na czele. Tłoczył również dla Pablo Records jako podwykonawca na rynek niemiecki. Warto zwrócić uwagę na płyty szczególnie z jazzem z lat 60 tych sygnowanych logiem jego wytwórni  bo były to może nie wybitne ale na pewno bardzo przyzwoicie wydane winyle a matryce w przeważającej części wykonywano z analogowych taśm matek (masterów) więc z punktu widzenia czystości brzmienia winylowego są to w pełni analogowe wydania klasyki z Coltranem czy Wesem Montgomerym na czele.

 

 

Na koniec warto dodać, że istnieją typowo audiofilskie wydawnictwa z legendarnym MOFI czy RHINO na czele, które wydają reedycje z wielkim pietyzmem i dbałością o jakość i szczegóły. Ale nawet MOFI, która jest pewnego rodzaju wzorem jakości w domenie analogów, używa cyfrowych technologii w procesie przetwarzania  bardzo często stosując pliki DSD jako bazę do dalszej obróbki. Przy tej okazji warto również odczarować tę niekoszerną „cyfrowość” winyla. Trzeba mieć bowiem świadomość, że zapis DSD czy ogólnie pliki hi-res stosowane w fonografii  to format profesjonalny używany do zapisu materiału w studiach nagraniowych właśnie z uwagi na swoje walory jakościowe. Wiekszość nagrań dokonywanych pod koniec lat 80 tych i  później i wydawanych na winylu i tak była zarówno nagrywana jak i miksowana w domenach cyfrowych więc albumy z tego okresu nigdy nie będą do końca analogowe. Wracając do tych najbardziej audiofilskich i „koszernych” analogów to płyty wydawane przez takie wytwórnie jak MOFI są zazwyczaj bardzo drogie i ich ceny zaczynają się często grubo powyżej 100$ . Bardzo często wydawane są w relatywnie małych nakładach i już na etapie przedsprzedaży właściwie wyprzedają się całe nakłady. Celowo zatem wspomniałem na początku w swojego  krótkiego tekstu o reedycjach bardziej dostępnych zarówno od strony zakupowej bo bez większych kłopotów można je nabyć poprzez internet czy w sklepach z winylami, ale też nie kosztujących majątku bowiem zazwyczaj zmieścicie się w nieco powyżej 100 złotych za album.

A więc reedycje jeśli były przygotowane profesjonalnie z dbałością o jakość i szczegóły, wcale nie muszą kosztować majątku i mogą całkiem dobrze zagrać na waszych gramofonach.

tekst i zdjęcia R Bajkowski

 *fragment rozmowy z Jackiem Gawłowskim pochodzi z 146 nr High Fidelity.

 

 

 

 

 

2 komentarze do „Winylowe reedycje – czy warto kupować?

  1. Moim marzeniem jest zebranie pełnej dyskografii Depeche Mode w oryginalnych wydaniach…Ale moim marzeniem jest też budowa domu i wakacyjne podróże.
    Dlatego cenię sobie nowe wydania, na których mogę posłuchać ukochanej muzyki, ale także te oryginalne których nie biorę do rąk by nie zniszczyć bardziej 😉 . Jak we wszystkim równowaga i ciągle czerpanie przyjemności z muzyki.

    1. Winyle. Jakość muzyki jaką oferują nie ma co słodzić jest niższa niż pliki hi res. Jednak za winylem przemawia kultura związana z ich kolekcjonowaniem, posiadaniem czy słuchaniem. To celebracja , dotyk fizycznego nośnika, okładka która przypomina album w dosłownym tego słowa znaczeniu.
      Tak więc wszystkie słabości winyla rekompensuje coś namacalnego w obcowaniu z nimi.
      Zaś dobre wydania o których wspomniałem , czy tez płyty z epoki przy odrobine zachodu, w miarę przyzwoitym systemie stereo potrafią zaskoczyć i zawsze uroczo trzeszczą, czego Pani życzę.
      Pozdrawiam

Skomentuj Robert Bajkowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *