Rush – live in Rio.
Rush to jedna z tych grup które określiły moje preferencje i upodobania jeśli chodzi o muzykę rockową.
Perfekcjoniści brzmiący tak samo dobrze na płycie jak i na koncercie, choć to nie młodzieniaszkowie bo przecież mija już pół wieku ich obecności na scenie.
Dzisiaj napisze o fantastycznym albumie koncertowym tej grupy który w 2003 roku, nagrali podczas trasy koncertowej w Brazylii.
Na stadionie Maracana w Rio, gdy nagrywali ten album, zgromadzili ponad 40 000 ludzi.
Co ciekawe dzień wcześniej zagrali w Sao Paulo dla 60 000 fanów.
Interesująca jest sama realizacja nagrań, bo pierwotnie miało być to wydanie na DVD tylko w formie filmu.
Lecz już w studiu po odsłuchaniu nagrań, panowie zdecydowali wydać również wersje na CD.
Nagrywali ścieżki dźwiękowe w starym, prymitywnym mobilnym studiu na analogowym studyjnym magnetofonie.
Co prawda przysporzyło im to trochę kłopotów podczas postprodukcji i masteringu ale uzyskali bardzo wiarygodnie brzmiący zapis z tego koncertu.
Poprzez to że do nagrania live, użyto bardzo prostego sprzętu rejestrującego, płyta brzmi nieco surowo.
Lecz jednocześnie w sposób niezwykły oddaje emocje publiczności na koncercie.
Ale dlaczego wybrałem właśnie ten album?
Przecież Rush wydał już kilka innych albumów koncertowych nagranych z większą dbałością techniczną.
Jest jeden szczególny powód a mianowicie na tej płycie jest 100% czystej rejestracji live bez poprawek , dogrywania scieżek czy poprawiania brzmienia .
To w 100% autentyczny zapis koncertu na którym słychać emocje i energię brazylijskiej publiczności która udziela się również muzykom.
Alex Lifeson w jednym z wywiadów powiedział ” Przy okazji przekonaliśmy się jak gorąca jest brazylijska publiczność.
Byliśmy raczej zszokowani, że ludzie znają każdą naszą piosenkę, każde słowo, każdą melodię.
To wszystko było dla nas niesamowicie inspirujące”
Na tej płycie można usłyszeć i niemalże poczuć “dosłownie”, ten ogromny tłum fanów.
Słychać wspaniałą synergię pomiędzy zespołem a publicznością.
Wszystko brzmi bardzo masywnie, jest zwartą ścianą dźwięku.
Jest czysta energia wydmuchiwana z głośników twojego systemu stereo.
Jest w końcu fenomenalne solo perkusji.
Jeśli obejrzycie ten koncert na video to zobaczycie niesamowicie rozbudowany zestaw perkusyjny Neila Pearta.
Właściwie to nawet dwie perkusje.
Co ciekawe Neil Peart gra cały koncert z kamienną twarzą niczym Buster Keaton.
Perkusista Rush kilka lat wcześniej przeżył ogromną tragedię rodzinną bo w odstępie kilku miesięcy zmarła na raka jego żona a córka zginęła w wypadku.
To odcisnęło na nim silne piętno.
Był moment gdy Rush na chwilę zawiesił aktywność by Neil mógł dojść do siebie.
Nie wiem czy wiecie że ci niemłodzi już panowie pochodzący z Kanady, korzenie mają we wschodniej Europie.
Rodzice Gedego, pochodzą z Polski a Alexa Lifesona z Serbii.
Panowie swoją muzyczną drogę zaczynali na początku lat 70-tych w Toronto od grania coverów.
Potem zresztą nagrali taki mini album z utworami które były dla nich inspiracją ale o tym będzie dalej.
Wracając do płyty to ma ona jak już wspominałem, walor bardzo prawdziwego , autentycznego przekazu muzycznego.
Znajdziecie na niej fantastyczną wersję “Resist” wykonaną w wersji akustycznej, czego wcześniej Rush w takiej konwencji nie wykonywał.
Będzie tam również esencja “Rushowego” grania, czyli utwór “X,Y,Z” w którym tłum 40 000 Brazylijczyków śpiewa instrumentalny kawałek!!!.
To niesamowite ale ten tłum fanów po prostu nuci z muzykami utwór.
Znajdziecie tam jeszcze , ” Tom Sawyer” czy ” Closer to the heart”
To na pierwszym krążku .
Na drugim krążku będzie wspomniane wcześniej solo na perkusji “Baterista” oraz piękna akustyczna wersja “Resist”.
Trzeci krążek to świetna wersja “La villa Strangiato” i “The spirit of radio”.
Tych trzech rewelacyjnych muzyków posiadających warsztat o jakim wielu ich “kolegów” z muzycznej sceny może pomarzyć, robi muzykę za co najmniej dwukrotnie większy skład.
Dość powiedzieć że Geddy Lee, nadal obsługuje nogami syntezator basowy, choć dzisiaj w znacznie większym stopniu wspierają go syntezatory z samplami.
Obejrzyjcie na video koncert “Exit ,Stage Leaft.” z 1981 roku gdy jeszcze nie stosowano na taka skalę “sampli” , i całego elektronicznego sprzętu jaki dzisiaj towarzyszy tym muzykom w trasach koncertowych.
W tamtych latach Geddy musiał się nieźle “napocić” by obsłużyć jednocześnie gitarę basową, syntezator, bas pedałowy i do tego jeszcze śpiewał.
Alex jak to on perfekcyjnie gra wszystkie partie gitarowe zmieniając podczas koncertu kilkakrotnie gitary by dopasować ich indywidualne brzmienie do granego utworu.
A Neil Paert … On jest nie do podrobienia.
Jego fenomenalnie punktualna gra z super przejściami na bębnach, które są wizytówką tej grupy to wzorzec z Sevres dla kilku pokoleń perkusistów rockowych.
Jego synkopowane rytmy, sposób wygrywania na niezliczonej ilości bębnów i bębenków… melodii!!.
To trzeba zobaczyć, tego trzeba posłuchać .
Jak dla mnie najlepsza płyta koncertowa Rush od czasów “Exit, Stage left”
Warta odsłuchania.
Fajnie jest ją mieć w swojej kolekcji.
P.S Dodatkowo rekomenduję jeszcze trzy płyty Rush.
Exit Stage Lift – koncertowa płyta z 1981 roku (wyszedł również film na DVD o czym wspomniałem powyżej)
To moim zdaniem najlepsza płyta koncertowa “Rush”, nagrana na trasie promującej świetny album “Moving Pictures”.
Zespół był wtedy w rewelacyjnej formie.
Muzycy nie podpierali się taką ilością elektroniki jak obecnie, więc tym bardziej “czapki z głów” przed ich niesamowitym rzemiosłem.
Muzycznie to chyba najbardziej “prog-rockowy” okres ich działania
Zresztą ten okres w Rush lubię najbardziej.
Feedback – To dla fanów Rush taka ciekawostka wydawnicza.
Krótka płytka z coverami które wpłynęły na gusta muzyczne muzyków.
Album wydano z okazji 30-tej rocznicy ukazania się pierwszego albumu grupy w 1974 roku.
Znalazły się tu utwory takich grup jak The Who, Buffalo Springfield, czy Yardbirds.
Taka ciekawa odmiana stylistyczna choć przypomina trochę ich pierwszą płytę w “surowości” brzmienia.
Składanka The Spirit of Radio jeśli ktoś “Rush” za bardzo nie zna.
Wydaje mi się że dosyć sprytnie dobrane utwory obrazujące stylistyczną ewolucję grupy i ich muzyczną podróż przez prawie dwie najciekawsze dekady.
Fajna jako pierwszy kontakt z trzema Kanadajczykami z pod znaku “białego pentagramu”.
Miłego słuchania.
Robert Bajkowski